Aktualności
OSTATNIE NEWSY.
Rollercoaster z poznańską Lokomotywą! Lech - Wisła 2:5!
Data publikacji: 19-08-2018 20:005. kolejkę Lotto Ekstraklasy Wiślakom przyszło rozegrać w Poznaniu. Krakowianie wyruszyli do stolicy Wielkopolski, by zmierzyć się z niepokonaną w lidze, lecz wyeliminowaną z europejskich pucharów drużynę Lecha. Podopieczni Ivana Djurdjevicia chcieli uciec krajowej stawce jak najszybciej, zaś Biała Gwiazda walczyła o pierwsze wyjazdowe zwycięstwo. Plany powiodły się Wiślakom - choć piłkarze Macieja Stolarczyka przegrywali już 0:2, wygrali aż 5:2. Gole dla krakowian zdobyli Martin Košťál, Zdenek Ondrášek (x2), Marko Kolar oraz Christian Gytkjær, który wpakował futbolówkę do własnej siatki!
Już przed meczem kibice Wisły mogli poczuć się nieco zaskoczeni - trener Maciej Stolarczyk zdecydował się pozostawić na ławce dotychczasowych podstawowych bocznych pomocników, Rafała Boguskiego i Patryka Małeckiego. W ich miejsce desygnowani zostali Jakub Bartosz i Martin Košťál, dla których był to pierwszy występ w wyjściowej jedenastce od dłuższego czasu. Trener Djurdjević ponownie postawił na ustawienie 3-4-3, a bardziej defensywni skrzydłowi Wisły mieli ubezpieczać bocznych obrońców w starciach z bogato obsadzonymi flankami Lechitów, a także wchodzić w wolne przestrzenie, które w defensywie pozostawiali bardzo ofensywnie usposobieni wahadłowi - Maciej Makuszewski oraz Kamil Jóźwiak.
Złe dobrego początki
Już w 1. minucie Wisła dwukrotnie pokazała, że nie przyjechała do Poznania bronić się i czekać na kontry - w trzydziestej sekundzie piłkę w kierunku Košťála zaadresował Kort, a Słowak odegrał piłkę Ondráškowi, który zdecydował się na strzał z dystansu. Czujny od samego początku między słupkami był jednak Jasmin Burić. Dosłownie kilkanaście sekund później piłkę na trzydziestym metrze przejął Bartosz, który zdecydował się na mocne uderzenie. Piłka poszybowała jednak daleko od prawego słupka bośniackiego bramkarza. Odpowiedź poznanian mogła przynieść im prowadzenie już w 5. minucie. Świetne podanie z głębi pola sprawiło, że Gajos wyszedł sam na sam z Lisem, lecz mając na plecach Bartkowskiego były zawodnik Jagiellonii uderzył z linii 16 metrów. Futbolówka zatrzymała się tylko na słupku i wyszła na aut bramkowy. Co nie powiodło się za pierwszym razem, gospodarze uczynili za drugim - prawą stroną boiska w pole karne wdarł się Joăo Amaral, który przyjęciem zgubił Macieja Sadloka i posłał kąśliwy strzał zewnętrzną częścią buta. Mateusz Lis nie zdołał odbić futbolówki i ta zatrzepotała w siatce już w 8. minucie.
Dwie minuty później na listę strzelców mógł wpisać się Christian Gytkjær, ale po centrze Makuszewskiego jego główka nieznacznie minęła bramkę Wisły. Niemal bliźniaczą akcję po drugiej stronie przeprowadzili Košťál i Bartosz, ale i próba „Baku” nie poszybowała w światło bramki. Prawoskrzydłowy Białej Gwiazdy jeszcze lepszą okazję miał za sprawą Dawida Korta - po świetnym otwierającym podaniu „Korcika”, Bartosz znalazł się w sytuacji sam na sam z Buriciem, ale jego płaski strzał nie wpadł do bramki. Pięć minut później przy Bułgarskiej zrobiło się 2:0. Z prawej strony piłkę ponownie wrzucił Makuszewski, a futbolówka trafiła w rękę Rafała Pietrzaka, zmuszając sędziego Pawła Raczkowskiego do odgwizdania jedenastki. Z wapna silnie i celnie uderzył Gytkjær, a Lis, choć wyczuł intencje strzelca, ponownie musiał wyciągać piłkę z siatki. Wisła przytłumiona szybką utratą dwóch bramek mogła jeszcze pogorszyć swoją sytuację w 23. minucie. Wtedy to uderzenie Macieja Gajosa zostało zablokowane, a piłka spadła pod nogi Amarala, który chybił do opuszczonej bramki z 5 metrów.
Wejście smoka w drugą połowę!
Niewykorzystane sytuacje zemściły się w meczu Białej Gwiazdy z Wisłą Płock, a tym razem zaczęły mścić się na Dumie Wielkopolski. Kilkadziesiąt sekund później po dalekim wykopie ze strefy obronnej krakowian z piłką minął się Rafał Janicki. Na to czekał tylko Martin Košťál, który pognał na bramkę Buricia i mierzonym strzałem w prawy róg nie dał mu szans, zmniejszając rozmiar strat. Cztery minuty później młody Słowak stanął przed kolejną szansą, ale jego niemal identyczny strzał zza szesnastki złapał golkiper gospodarzy. W samej końcówce pierwszej części spotkania dwie okazje wypracowali sobie Lechici - najpierw efektowną przewrotkę Amarala pewnie schwytał Lis, zaś po próbie Gajosa zza szesnastki wiślacki bramkarz odbił piłkę przed siebie, lecz niepewna interwencja nie miała żadnych negatywnych konsekwencji. Po naprawdę dobrych i szybko rozgrywanych pierwszych 45 minutach wynik był po stronie Lecha, ale podopieczni Macieja Stolarczyka mogli mieć nadzieję na drugą część spotkania. I nie były to płonne nadzieje!
W 47. minucie po rożnym egzekwowanym przez Korta celnie główkował Marcin Wasilewski, ale kapitalną interwencją popisał się Burić. Bośniak był zupełnie bezradny przy koronkowej akcji Wiślaków trzy minuty później. Krakowianie ruszyli szybką akcją lewą flanką - Košťál zagrał do Imaza, ten będąc przed Buriciem niemal bezczelnie zagrał piętą do Ondráška, a Czech zapakował piłkę do pustej bramki. Skonfundowani goście domagali się odgwizdania spalonego, chorągiewkę uniósł sędzia liniowy, ale po wideoweryfikacji decyzja została cofnięta, a Kobra mógł odtańczyć piękną cieszynkę wraz z Jesúsem Imazem. To jednak nie było wszystko - cztery minuty później kombinacyjnie rzut wolny rozegrał Dawid Kort, Martin Košťál urwał się obrońcy i wstrzelił piłkę w pole karne, gdzie odbiła się ona od Gytkjæra i wpadła do siatki!
Kolar-gol na koniec!
Lech przebył drogę z nieba do piekła w 10 minut i nie potrafił się podnieść z kolan, co Wiślacy skrzętnie wykorzystali po raz czwarty. Z autu piłkę wyrzucił Bartkowski, Košťál pobiegł pod linię końcową, przejął futbolówkę i odegrał ją Ondráškowi, a ten szpicem wbił piłkę obok bezradnego Buricia. W 71. minucie mogło zrobić się 5:2, a czeski napastnik mógł pokusić się o hat-tricka, ale Burić obronił jego strzał głową. W rewanżu pod bramką Wisły zrobiło się groźnie gdy dośrodkowywał De Marco, a Tomczyk szczupakiem chciał pokonać Lisa - golkiper Białej Gwiazdy nie musiał jednak interweniować. Tuż przed końcem regulaminowego czasu gry swoją okazję zmarnował Tiba, zaś to, jak należy strzelać pokazał Marko Kolar, który po podaniu Imaza wpakował piłkę do siatki i całkowicie wykoleił poznańską Lokomotywę!
Wyjście z wyniku 0:2 na 5:2 to coś niesamowitego. A na boisku rywala, i to nie byle jakiego, bo Lecha Poznań? Panowie, czapki z głów! To takie mecze wspomina się latami!
Lech Poznań - Wisła Kraków 2:5 (2:1)
1:0 Amaral 8’
2:0 Gytkjær 18’
2:1 Košťál 24’
2:2 Ondrášek 50’
2:3 Gytkjær (sam.) 55’
2:4 Ondrášek 61’
2:5 Kolar 89’
Lech: Burić - Janicki, Vujadinović, De Marco - Makuszewski, Cywka (76’ Tomczyk), Tiba, Jóźwiak (61’ Tomasik) - Amaral, Gytkjær, Gajos (83’ Răduţ)
Wisła: Lis - Bartkowski, Wasilewski, Sadlok, Pietrzak - Basha, Kort - Bartosz (62’ Boguski), Imaz, Košťál (79’ Arsenić) - Ondrásek (74’ Kolar)
Żółte kartki: De Marco, Tomczyk, Răduţ - Imaz, Wasilewski
Sędziował: Paweł Raczkowski z Warszawy
Jakub Pobożniak
Biuro Prasowe Wisły Kraków SA