Strona główna » Aktualności » Pod lupą - Łukasz Sekulski

Pod lupą - Łukasz Sekulski

Data publikacji: 19-08-2016 13:43



Jeszcze niedawno miał łączyć grę w piłkę z pracą w spółdzielni mleczarskiej, a kibice wygwizdywali go, gdy seryjnie marnował kolejne okazje do zdobycia bramki. Dziś jest nadzieją kieleckiej Korony, a po meczu z Lechem schodził przy owacjach na stojąco. Przed Państwem Łukasz Sekulski.


Idealny początek

Treningi rozpoczynał w Stoczniowcu Płock, ale w wieku 18 lat okazało się, że malutki klub - występujący obecnie w A-klasie - jest dla niego za ciasny, a sam zawodnik przerasta talentem wielu kolegów z zespołu. Trafił więc do dużo większej Wisły, która wówczas rywalizowała w II lidze, a więc była idealnym poligonem doświadczalnym dla młodych zawodników, a zarazem gwarantowała niezły poziom organizacyjny. Z pewnością dawała też możliwość rozwoju, bo przecież na początku XXI wieku występowali w niej tacy piłkarze jak Marcin Wasilewski, czy Radosław Sobolewski i to właśnie z tego miejsca wszyscy wypłynęli na szerokie wody.
 
Szkoła życia i mleczarnia
 
W Wiśle Płock Sekulski początkowo nie dostawał zbyt wielu szans. W pierwszym sezonie spędził na placu gry jedynie 34 minuty. W kolejnych było niewiele lepiej… W końcu klub i sam piłkarz doszli do wniosku, że najlepszym lekiem na brak występów będzie wypożyczenie do innego klubu. Padło, zresztą nie przez przypadek, na Raków Częstochowa. Tajemnicą poliszynela jest, że o zawodnika Wisły bardzo zabiegał Leszek Ojrzyński i dlatego właśnie trafił do tego zespołu. Po raz kolejny jednak Sekulski „nie nagrał się” za bardzo i po sezonie musiał zastanowić się co dalej z karierą. Perspektywy nie były zbyt optymistyczne - przez chwilę pojawiła się oferta z piątej ligi, potem testy w ŁKS-ie Łomża - ale kontrakt miał być łączony z pracą w… spółdzielni mleczarskiej. Czy więc Częstochowa była więc dla niego z perspektywy czasu gwoździem do trumny? Sam snajper tak nie uważa. Wprost przeciwnie. Przekonuje, że to dla niego prawdziwa szkoła życia, a doświadczenia wyniesione stamtąd procentują do dziś.
 
Statystyki Messiego?
 
Poza tym można śmiało powiedzieć, że Sekulski dostał od losu kolejną szansę. Co prawda na eksplozję formy trzeba było czekać aż do sezonu 2014/2015, ale było warto. Wtedy to młody napastnik pokazał wreszcie pełnię swojego talentu i w 33 meczach strzelił dla Stali Stalowa Wola aż 30 bramek! Trafiał jak chciał i kiedy chciał. Wszystko „tylko” w drugiej lidze, ale jak się potem okazało to miejsce też może być trampoliną do sukcesu. Nic dziwnego, że po takim sezonie przebierał w ofertach - również z Ekstraklasy. Padło na Jagiellonię Białystok, której udało się wówczas wprowadzić do pierwszego składu kilku utalentowanych juniorów i wydawała się dobrym miejsce dla kogoś, kto dopiero stawia pierwsze kroki w elicie.
 
Cierpliwość popłaca
 
Sekulski nie byłby jednak sobą, gdyby wszystko przyszło mu łatwo i szybko. Na swoją prawdziwą szansę znowu musiał czekać. Zlitowała się nad nim Korona Kielce, ale w niej też nie było kolorowo, bo przecież jeszcze w zeszłym sezonie na „dziewiątce” biegał tam Airam Cabrera. Pan, którego przedstawiać nie trzeba. Nasz bohater jest jednak najlepszym dowodem na to, że cierpliwość popłaca. W tym sezonie w końcu stał się snajperem numer jeden w drużynie, a trener Wilman obdarzył go wielkim zaufaniem. I chyba to jest klucz do dobrej gry tego zawodnika - zaufanie. W tym sezonie w pięciu spotkaniach strzelił już trzy bramki i w końcu widać, że na murawie czuje się pewnie i nie boi się wziąć gry na siebie. 
 
Z pewnością jest nieco innym typem napastnika niż jego poprzednik z Hiszpanii. W końcu Sekulski mierzy aż 187 cm wzrostu i bazuje na nieco innych parametrach. Potrafi dobrze się zastawić, zgrać piłkę do wychodzącego kolegi, czy uderzyć z główki. Ale jednocześnie ostatnie kolejki karzą nieco zmienić zdanie o charakterystyce i umiejętnościach tego gracza. Pokazał on, że potrafi też szybko zabrać się z piłką, czy uderzyć technicznie zza pola karnego i często widać, że nie jest to przypadkowa postać w polskiej lidze. Przecież 30 bramek nie wzięło się z niczego.
 
Michał Hardek
Biuro Prasowe Wisły Kraków SA


do góry strony