Strona główna » Aktualności » Pod lupą - Jose Kante

Pod lupą - Jose Kante

Data publikacji: 16-03-2017 09:20



Urodził się w Katalonii, ale nigdy nie było mu dane zagrać w Barcelonie, czy w Espanyolu. Szczęścia musiał szukać poza Hiszpanią - między innymi w Polsce, do której trafił w ubiegłym roku. W naszym kraju na początku wiodło mu się słabo, lecz w ostatnim czasie wyrasta na jedną z wiodących postaci ligi. Jose Kante to z pewnością zawodnik, którego sztab szkoleniowy Wisły musi wziąć pod lupę!


A jeszcze niedawno wcale nie było to takie oczywiste. Zawodnik trafił do Ekstraklasy w 2016 roku i miał pomóc zachować Górnikowi Zabrze miejsce w krajowej elicie. Ekipa ze Śląska na wiosnę grała jednak słabo i została relegowana do 1. ligi. Sam napastnik pośrednio też dołożył do tego cegiełkę, bo nie zdobył choćby jednej bramki, a wystąpił w aż 16 spotkaniach. Kante do dziś uważa jednak, że zabrzańskie warunki sprawiły, iż utrzymanie nie było możliwe. Nie dość, że klub borykał się (i wygląda na to, że nadal się boryka) z wieloma problemami finansowymi to jeszcze zdaniem piłkarza poszczególni gracze nie tworzyli drużyny. W wywiadzie udzielonemu Przeglądowi Sportowemu 26 latek poszedł nawet dalej i powiedział, że w Zabrzu nikt nie wiedział jak ma wyglądać taktyka na poszczególne mecze. W dodatku włodarze zespołu z Roosvelta nie chcieli uznać klauzuli, która umożliwiałaby reprezentantowi Gwinei opuszczenie zespołu po spadku.

Przebudzenie mocy

Koniec końców udało się rozwiązać kontrakt, ale to paradoksalnie wcale nie ułatwiło życia napastnikowi z Sabadell. Co prawda był chwalony za niezłą technikę i zmysł do gry kombinacyjnej, ale spadek i deficyt goli na pewno nie zrobiły mu dobrej reklamy na rynku transferowym. Ostatecznie zgłosił się po niego beniaminek z Płocka, który pilnie szukał snajpera. Dziś chyba żadna ze stron nie żałuje tej decyzji. Ale początki nie były łatwe, bo Kante mówiąc delikatnie nie grzeszył skutecznością… Nafciarze sprowadzili nawet nowego piłkarza na tę pozycję - Mateusza Piątkowskiego. I nagle okazało się, że Jose grać potrafi. Na wiosnę trafiał do siatki w trzech kolejnych starciach i gdyby nie on, pewnie Wisła nie zdobyłaby punktów w spotkaniach ze Śląskiem, czy Zagłębiem Lubin. Ogólnie na koncie ma już 7 bramek i jest na dobrej drodze, by pobić swój rekord - 11 goli w jednym sezonie, a przy okazji wypromować się do zagranicznego klubu z silniejszej ligi.

Wcześniej nie było to możliwe, bo grał w takich klubach, jak Rubi, Prat, czy AEK Larnaka. Duże wrażenie robi za to pobyt w Maladze. Tam spotkał między innymi Javiera Saviolę, czy Roque Santa Cruza, czyli napastników ze światowego topu. Nic dziwnego, że grywał tam tylko w rezerwach - konkurencja była zbyt silna.

Bez szpanu

Tak silnej konkurencji nie ma za to w reprezentacji Gwinei. Dlaczego zdecydował się na występy akurat w tej drużynie? Ponieważ Gwinea to ojczyzna jego taty, a poza tym w ten sposób może uczcić pamięć swoich przodków. Być może to właśnie pobyt w tym kraju sprawił, że Kante to niezwykle skromny człowiek. Na treningi nadal przyjeżdża… starym renaultem. Ale jeszcze kilka bramek w reprezentacji i kto wie, czy nie przesiądzie się do lepszej fury?

Trzeba jednak mocno wierzyć, że tego kolejnego kroku naprzód nie zrobi w piątek w Krakowie. Ostatnio był kontuzjowany, mocno naciska również Piątkowski, a do tego wiślaccy stoperzy wiedzą jak grać przeciwko takiemu snajperowi. Wychodzi więc na to, że będzie dobrze. Musi być!

Michał Hardek
Biuro Prasowe Wisły Kraków SA



do góry strony