Strona główna » Aktualności » Mój pierwszy raz - Marcin Broniszewski

Mój pierwszy raz - Marcin Broniszewski

Data publikacji: 23-05-2016 14:00



Spanie z piłką, bramki z desek przygotowane przez sąsiadów i dwie bezsenne noce siedmiolatka przed pierwszym meczem - tak w piłkarski świat wkraczał Marcin Broniszewski, asystent Dariusza Wdowczyka w Wiśle Kraków. Trener Białej Gwiazdy wspomina m.in. swoją pierwszą pensję w karierze - stypendium w kwocie… 350 złotych.


Pana pierwsza piłka?

Piłka miniaturka, którą dostałem od taty. Nie wypuszczałem jej z rąk, a nawet z nią spałem.
 
Pana pierwsze boisko?
 
Zbudowane przed domem przez sąsiadów, ze zbitymi z desek bramkami.
 
Pana pierwszy mecz?
 
Jako zawodnik pierwszy mecz rozgrywałem w rodzinnym Karczewie, gdy miałem siedem lat. Pamiętam związany z tym stres, nie mogłem spać już dwie noce wcześniej. W roli trenera - w 2003 roku, jako trener grupy naborowej dzieci w Karczewie. Wyniku już nie pamiętam, ale przez pierwsze pół roku z reguły przegrywaliśmy. Dopiero w drugim półroczu dzieci zrozumiały, o co chodzi w piłce i zaczęliśmy odnosić sukcesy - włącznie z mistrzostwem Warszawy.
 
Pana pierwszy gol?
 
Miałem dziewięć lat. Strzeliłem gola Hutnikowi Warszawa, udało mi się kopnąć piłkę nad wychodzącym przed linię bramkarzem. Pewnie trochę przypadkowa, bo świadomości nie było tam zbyt wiele, ale nie zapomnę tego do końca życia - piaszczyste boisko w Karczewie i ten gol.
 
Pana pierwszy numer na koszulce?
 
Osiem. Dopiero później otrzymałem wymarzoną czternastkę, z którą grałem już do końca kariery.
 
Pana pierwszy piłkarski idol?
 
Taki na poważnie - Diego Maradona. A potem, gdy pojawiła się większa świadomość gry, zdecydowanie Johan Cruyff. 
 
Pana pierwszy wywiad?
 
Była to gazeta pt. „Linia otwocka”, trenowałem wówczas dzieci w Karczewie. Pytali o zwykłe, podstawowe rzeczy, o stresie nie mogło być mowy. Na pewno też pojawiło się pytanie, czy wzoruję się na ojcu-trenerze.
 
Pana pierwsza piłkarska pensja?
 
Stypendium w Mazurze Karczew - całe 350 złotych. (śmiech)
 
Pana pierwsze piwo?
 
EB. Smakowało lepiej niż teraz. (śmiech)
 
Pana pierwszy dzień w Krakowie?
 
Pamiętam pierwszy dzień pracy w Wiśle - zameldowałem się w hotelu, potem krótki spacer, pierwsze zajęcia i poznawanie drużyny. Zwiedzanie rozpoczęło się dużo później, gdy przyjechała do mnie żona z dziećmi. 
 
Pana pierwsza wizyta w szatni Wisły?
 
Pamiętam doskonale - pojawiłem tam się w roli drugiego trenera. Do szatni wprowadzili mnie trener Smuda oraz prezes Bednarz i dyrektor Kapka. Poznałem cały sztab, wszystkich zawodników - fajne przeżycie, ale bez nadmiernych emocji.
 
Pana pierwszy mecz z białą gwiazdą na piersi?
 
Z Górnikiem Zabrze, zremisowany 0:0. Dużo lepszy był ten drugi - pierwszy wyjazdowy, w Kielcach, gdy wygraliśmy z Koroną 3:2.
 
Biuro Prasowe Wisły Kraków SA


do góry strony