Aktualności
OSTATNIE NEWSY.
Strona główna »
Aktualności »
Mój pierwszy raz - Dariusz Wdowczyk
Mój pierwszy raz - Dariusz Wdowczyk
Data publikacji: 19-05-2016 11:00Dwie bramki: trzepak i druga namalowana kredą na ścianie - tak karierę sportową rozpoczynał trener Dariusz Wdowczyk. I nie przeszkodził mu nawet chodnik na środku placu gry. Co ciekawe, późniejszy defensor goli na koncie miał sporo, bo zaczynał jako napastnik. Z kolei poza boiskiem, pierwsze piwo opiekun Wisły pił… z butelki po mleku. W ramach cyklu „Mój pierwszy raz” o swoich nie tylko piłkarskich debiutach opowiada obecny szkoleniowiec Białej Gwiazdy.

Pana pierwsza piłka?
Na pewno nie była to tak zwana „biedronka”. Ale jaka to była piłka, już nie pamiętam. To było bardzo dawno. (śmiech)
Pana pierwsze boisko?
Podwórko przed blokiem. Na jednej ścianie była namalowana kredą bramka, a drugą był trzepak. A najdziwniejsze było to, że przez środek boiska przechodził chodnik.
Podwórko przed blokiem. Na jednej ścianie była namalowana kredą bramka, a drugą był trzepak. A najdziwniejsze było to, że przez środek boiska przechodził chodnik.
Pana pierwszy mecz?
Jako junior Gwardii Warszawa. Miałem 11 lat, już nie powiem kto był rywalem… W seniorach był to mecz Gwardia - Radomiak Radom. Stres był. Musiał być. Tak zakładam. Moja pamięć już tak daleko nie sięga. Stary nie jestem, ale nie ma szans, żebym sobie przypomniał. (śmiech)
Jako junior Gwardii Warszawa. Miałem 11 lat, już nie powiem kto był rywalem… W seniorach był to mecz Gwardia - Radomiak Radom. Stres był. Musiał być. Tak zakładam. Moja pamięć już tak daleko nie sięga. Stary nie jestem, ale nie ma szans, żebym sobie przypomniał. (śmiech)
Pana pierwszy gol?
Pierwszy gol? Zaczynałem grać jako napastnik, więc strzelałem dużo goli. Trudno wspomnieć konkretne trafienie. Wszystko, co w bramce, jest piękne.
Pierwszy gol? Zaczynałem grać jako napastnik, więc strzelałem dużo goli. Trudno wspomnieć konkretne trafienie. Wszystko, co w bramce, jest piękne.
Pana pierwszy numer na koszulce?
Dziesiątka - jak Włodzimierz Lubański, mój idol. Każdy o niej marzył, ja też. To był magiczny numer. A potem nie było gadania - została czwórka.
Pana pierwszy piłkarski idol?
Najpierw Lubański. Potem, kiedy dojrzałem, nie miałem już piłkarskiego idola.
Pana pierwszy wywiad?
Nie… (śmiech)
Pana pierwsza piłkarska pensja?
Trudne są te pytania. Krótkie, ale niełatwe. (śmiech) Na pewno stypendium w warszawskiej Gwardii.
Pana pierwsze piwo?
Pamiętam, jak ojciec wysłał mnie do kiosku po piwo. Brało się butelkę od mleka, kapslowaną złotkiem lub sreberkiem - jedno było pełnotłuste, drugie mniej pełnotłuste, ale żadne nie było tłuste. (śmiech) Później do takich pustych butelek w kiosku pani nalała piwa i miałem zanieść je tacie. Pamiętam, że wtedy pierwszy raz uszczknąłem trochę z butelki. A jakie to było piwo? Tego nie wie nikt!
Pana pierwszy dzień w Krakowie?
W roli trenera - 13 kwietnia. Nie było czasu na zwiedzanie, zresztą nie jestem typem zwiedzającym. Tylko zajęcia. Żeby nie było, Kraków jednak zobaczyłem już wcześniej. Pierwszy raz byłem tu dobre czterdzieści lat temu, na młodzieżowym turnieju, na który zaproszona została moja Gwardia. Mierzyliśmy się też z Wisłą.
Pana pierwsza wizyta w szatni Wisły?
Jako zawodnika - w szatni drużyny przyjezdnej. (śmiech) Jako trenera - w Myślenicach. Ośrodek zrobił wrażenie, zawodnicy dobrze mnie przyjęli. Czego chcieć więcej?
Pana pierwszy mecz z białą gwiazdą na piersi?
Spore przeżycie, w końcu to Wisła. Był wtedy trudny moment, duży znak zapytania, jak drużyna będzie dalej funkcjonowała. Cieszę się, że odpaliliśmy i zrealizowaliśmy nasze cele.
Biuro Prasowe Wisły Kraków SA