Strona główna » Aktualności » Gwiazdy Białej Gwiazdy #42: Kapitan, skała, Legenda - Arkadiusz Głowacki

Gwiazdy Białej Gwiazdy #42: Kapitan, skała, Legenda - Arkadiusz Głowacki

Data publikacji: 16-05-2018 16:26



Gdy zbyt często używa się słowo legenda, traci ono na wartości. Kogo jednak mianować takim mianem, jak nie piłkarza, który rozegrał dla Białej Gwiazdy 461 meczów, pobijając wszelkie rekordy pod względem ilości występów. Trudno żegna się takich zawodników - lecz niestety właśnie nadszedł taki czas. Panteon Gwiazd Białej Gwiazdy zasila dziś Kapitan przez wielkie „K” - Arkadiusz Głowacki! 


Arkadiusz Głowacki urodził się 13 marca 1979 roku w Poznaniu i w stolicy Wielkopolski stawiał pierwsze piłkarskie kroki. Wszystko zaczęło się w TPS-ie Winogrady, z którego przeniósł się do znanej szkółki SKS 13 Poznań. Tam młodego obrońcę dostrzegli selekcjonerzy juniorskich reprezentacji Polski - a nastoletni Głowacki krok po kroku przebijał się w kadrach U-15 i U-16 - i robił to na tyle skutecznie, że wypatrzyli go skauci Lecha Poznań. To właśnie w ekipie Dumy Wielkopolski młody „Głowa” zadebiutował w I lidze, choć ówczesny trener, Ryszard Polak długo nie był do niego przekonany. Podczas premierowego występu Głowacki miał dokładnie 18 lat i 55 dni - a wejście na boisko spowodowane było kontuzją Gwinejczyka Sekou Dramé i… plagą kontuzji, która sprawiła, że na ławce rezerwowych zasiadali już tylko Arkadiusz Głowacki, Marcin Godlewski i bramkarze. Jak wspominał po latach sam „Głowa”, trener głośno zastanawiał się, kogo desygnować do gry w sposób nieco nieparlamentarny. „K***a, kogo ja mam wpuścić? Głowa - wchodzisz”. 

Krok od Borussii
 
Tak zaczęła się ekstraklasowa kariera, podczas której Legenda Białej Gwiazdy rozegrała 435 spotkań. Tak jednak wcale nie musiało być - już w 1998 roku 19-letni Głowacki trafił na testy do Borussii Dortmund. W ekipie, w której występowali tacy zawodnicy jak Stephane Chapuisat czy Andreas Möller „Głowa” spędził pięć dni, lecz nie przekonał do siebie Nevio Scali i Michaela Skibbe, przez co wrócił do Polski, by półtora sezonu później zasilić rosnącą w siłę Wisłę Kraków. W barwach Kolejorza Głowacki zagrał 75 ligowych gier i zdobył jedną bramkę. Na debiut w nowych barwach przyszedł czas 4 marca 2000 roku. Jak jednak przyznawał późniejszy kapitan Wisełki, początki nie były usłane różami. „Głowa” w starciu z Odrą Wodzisław Śląski został zmieniony przez trenera Wojciecha Łazarka już w 58. minucie, a na kolejny występ musiał czekać ponad miesiąc. Na Głowackiego odważniej postawił Adam Nawałka, który w międzyczasie zastąpił uwielbianego przez kibiców „Baryłę”. 
 
 
Od tego czasu defensor stał się podstawowym graczem Białej Gwiazdy i w przeciwieństwie do czasów gry w Lechu, nie trzeba było długo czekać, by udowodnił swoją przydatność nie tylko niezliczonymi wślizgami, lecz i bramką. W swym piątym występie z białą gwiazdą na piersi Głowacki pokonał bramkarza ŁKS-u Ptak Łódź, a Wisła wygrała wyjazdowe starcie 2:0. W starciu tym „Głowa” zainkasował też pierwszą żółtą kartkę w czasach gry w krakowskim klubie. I było to pierwsze „żółtko” ze 126, które otrzymał przez 16 lat występów dla Białej Gwiazdy! Goli przytrafiło się trochę mniej - bo 18, ale przecież nie z bramek rozlicza się stoperów. Grunt, że było ich więcej niż czerwonych kartek - tych Głowacki otrzymał sześć. Co ciekawe, pierwszą z nich, w meczu z Polonią Warszawa „Głowa” otrzymał za dwa „żółtka”, które zdołał uzbierać w ciągu 6 minut. Wiślak wszedł na murawę w 84. minucie, a w 90. musiał ją opuścić. Biała Gwiazda wygrała jednak tamto spotkanie 2:0, dzięki czemu bardzo zbliżyła się do pierwszego w karierze Głowackiego tytułu mistrza Polski. Podopieczni Adama Nawałki zapewnili sobie trofeum w starciu z innym stołecznym klubem, Legią. 
 
Epizod mundialowi „Głowy”
 
Dzięki mistrzostwu Polski Wiślacy mogli mierzyć się w walce o Lidze Mistrzów - a w eliminacji tych rozgrywek w debiucie „Głowa” pokonał bramkarza Skonto Ryga i dał Białej Gwieździe zwycięstwo 2:1. Mistrz Łotwy został odprawiony po wygranej 1:0 w rewanżu, a w decydującej o awansie rundzie na piłkarzy Franciszka Smudy czekała wielka FC Barcelona. Wisła napytała biedy piłkarzom Dumy Katalonii, przegrywając u siebie 3:4 i na wyjeździe 0:1. Dobre wrażenie nie pozwalało jednak powalczyć w najważniejszych pucharach. Twardo grający obrońca zwrócił na siebie uwagę zagranicznych klubów, lecz nadal pozostawał w Wiśle. Bacznym okiem przyglądał się mu także Jerzy Engel, który ostatecznie zdecydował się powołać 23-letniego wówczas stopera na mundial w Korei i Japonii. „Głowa” zagrał 90 minut w wygranym 3:1 starciu z USA. 
 
 
Powołanie na mistrzostwa świata było dla „Głowy” nagrodą za dobre występy w Wiśle. Biała Gwiazda w sezonie 2001/2002 zdobyła Puchar Polski, a w kolejnym miała pokusić się o więcej. Tak też się stało. Między innymi dzięki fantastycznej postawie „Głowy”, który u Henryka Kasperczaka grał niemal wszystko od deski do deski, Biała Gwiazda zdominowała rywalizację na krajowym podwórku, inkasując dublet za mistrzostwo i Puchar Polski. Również w Europie krakowianie szturmowali bramy raju - lecz w IV rundzie Pucharu UEFA ekipa Henryka Kasperczaka musiała uznać wyższość Lazio Rzym. Na zawsze w pamięci zostaną jednak wspaniałe triumfy z Parmą czy Schalke 04 Gelsenkirchen. Na początku kolejnego sezonu Głowacki podpisał nowy, obowiązujący przez kolejne pięć lat, kontrakt z Białą Gwiazdą. Jak sam przyznawał: „Miałem pewne wątpliwości. Rozmawialiśmy z trenerem, z prezesami, przedłożono mi plan, według którego Wisła będzie nadal silną drużyną. To zdecydowało”. Z ostoją na tyłach Wiślacy raz po raz udowadniali, że należą do krajowej czołówki, a słowo dane przez prezesów zostało dotrzymane. „Głowa” w związku z tym w Krakowie zapuścił korzenie i pomagał drużynie zdobywać kolejne trofea - takie, jak mistrzostwo Polski sezonu 2004/2005, już czwarte w karierze Głowackiego w Wiśle. 
 
Kapitan na dobre i na złe
 
Na stulecie prymatu w kraju nie udało się zdobyć, lecz bez wątpienia i ten rok „Głowa” zapamięta bardzo dobrze. To właśnie on, jako jeden z zawodników z najdłuższym stażem pełnił honorowe funkcje przy uroczystych obchodach jubileuszowych. Głowacki zaczynał wrastać w Klub, a liczni fani traktowali go z coraz większym szacunkiem, tym godnym tylko legend. Taki stan rzeczy wzmógł się jeszcze od czasu przyjścia Macieja Skorży, który mianował wiślacką „6” kapitanem. „Nigdy nie starałem się wychodzić przed szereg i nie dążyłem do bycia postacią, od której dużo zależy. Pragnąłem robić to, co sprawiało mi przyjemność. W pewnym momencie sytuacja wymusza inne postawy, zachowania i wzięcia odpowiedzialności na swoje barki. Był taki moment, gdy poczułem się odpowiedzialny za drużynę - wówczas trener Skorża oznajmił mi, że będę pełnił funkcję kapitana. Zdałem sobie sprawę, że samo bycie trybikiem w tej machinie nie wystarczy” - przyznał na pożegnalnej konferencji prasowej „Głowa”, a słowa te dobitnie świadczą o roli, jaką pełnił i w szatni, i na boisku. 
 
 
Status absolutnej legendy Głowacki zyskał w 2008 roku, tuż po podpisaniu kolejnego kontraktu, który miał zatrzymać go przy R22 do 2012 roku. „Rozważałem, czy wyjechać za granicę, czy grać niemal całe życie w jednym klubie. Zdecydowałem się na drugą opcję i jestem z tego dumny” - stwierdził wówczas kapitan Wisły, czym musiał wywołać też dumę fanów Białej Gwiazdy. To dar mieć takich piłkarzy w swojej drużynie. „Głowa” jednak nie wypełnił umowy do końca - w 2010 roku zgłosił się po niego Trabzonspor, do którego przeszedł 15 czerwca.  To właśnie w Turcji Wiślak z krwi i kości spełnił swoje ostatnie marzenie - występ w Lidze Mistrzów. Uzbierało się ich sześć, a w każdym ze spotkań Głowacki wystąpił pełne 90 minut, w trzech pomagając kolegom zachować czyste konto. Trabzonspor nie zdołał jednak wyjść z dość dziwnej grupy, tracąc trzy oczka do Interu Mediolan i jedno do CSKA Moskwa. Co ciekawe, pierwszych Włochów i zamykających tabelę Grupy B piłkarzy Lille dzieliły tylko 4 punkty! 
 
Po dwóch sezonach w Turcji, zwieńczonych zdobyciem Superpucharu i wicemistrzostwa, przyszedł czas na powrót. Głowacki nie zastanawiał się długo i wrócił tam, gdzie był kochany - na R22. Wisła nie walczyła już bowiem o mistrzostwo, jednak dowodzona przez kapitana dalej liczyła się w górnej części tabeli. Już po powrocie „Głowa” rozegrał 162 mecze w barwach Białej Gwiazdy, dobijając do magicznej granicy 400 występów, która dotąd była rekordem ustanowionym przez Władysława Kawulę. 
 
Legenda przez wielkie „L”
 
Łącznie Arkadiusz Głowacki wystąpił dla Wisły 461 razy, zdobywając 18 goli, ostatniego w starciu z Górnikiem Łęczna 22 kwietnia 2017 roku. Trafienie to czyni go najstarszym strzelcem w historii Wisły Kraków - „Głowa” miał wówczas 38 lat i 40 dni. Kapitan Białej Gwiazdy jest czwarty w klasyfikacji klubu 300, przeznaczonego dla piłkarzy, którzy rozegrali ponad 300 meczów na najwyższym szczeblu rozgrywkowym. Łącznie Wiślak zagrał 435 spotkań ligowych, na które składa się 360 starć w Wiśle i 75 w Lechu. Aż trudno uwierzyć, że nie będzie ich więcej. 
 
 
To, jak dziękuje się Legendom takim, jak „Głowa” najdobitniej pokazali kibice Białej Gwiazdy podczas ostatniego ligowego starcia przy R22. Wiślacki Kapitan zszedł z piłkarskiej sceny, ale fani nigdy Go nie zapomną! Kapitanie, dziękujemy za wszystko! Za lata gry w koszulce z białą gwiazdą na piersi, za dowodzenie szatnią, za wszystkie piękne momenty, które utkwiły w naszej, i Twojej pamięci! Na zawsze będziesz jednym z nas!
 
Jakub Pobożniak
Biuro Prasowe Wisły Kraków SA


do góry strony