Strona główna » Aktualności » Gwiazdy Białej Gwiazdy #30: Kapitan, piłkarski i życiowy twardziel - Marek Motyka

Gwiazdy Białej Gwiazdy #30: Kapitan, piłkarski i życiowy twardziel - Marek Motyka

Data publikacji: 20-10-2017 19:06



Obrońca, który bał się trafić do Wisły ze względu na legendy, jakie w niej grają, po czym od razu po transferze znalazł miejsce w pierwszym składzie wśród nich. Piłkarz, który w debiutanckim sezonie wraz z Białą Gwiazdą zdobył mistrzostwo Polski. Charakterny góral, walczący w gorszych latach krakowskiego klubu o przywrócenie jego blasku. W końcu zawodnik z aż 370 występami w koszulce ekipy z Reymonta we wszystkich rozgrywkach, z czego aż w 328 od deski do deski. Po prostu „Marcyś” - Marek Motyka jest dziś 30., jubileuszową Gwiazdą Białej Gwiazdy. 

Fot. historiawisly.pl Fot. historiawisly.pl

Marek Motyka urodził się 17 kwietnia 1958 roku w Żywcu. Zanim jednak mógł skupić się na piłce, 12-latek musiał uporać się z olbrzymią stratą - w 1970 roku osierociła go matka. Jako, że ojciec nie interesował się losem syna, to na młodego „Marcysia” spadła rola wychowawcy młodszej siostry. Wytchnieniem dla młodziana była gra w piłkę na okolicznych boiskach. Futbol pozwolił Motyce przetrwać najtrudniejsze chwile, a jako, że w piłkę Motyka potrafił kopać, szybko zainteresowała się nim Soła Żywiec. W niej jednak nastolatek spędził zaledwie kilka miesięcy, po czym za dwadzieścia piłek został wytransferowany do drugiej drużyny znad Jeziora Żywieckiego, Koszarawy. 

Przez Nową Hutę do Wisły
 
Po dwóch latach przyszedł czas na przeprowadzkę do Krakowa. Pierwszym klubem z grodu Kraka nie była jednak Wisła, a Hutnik, który jako jedyny wraz z kontraktem zaoferował „Marcysiowi” rehabilitację po kontuzji, której nabawił się jeszcze w Żywcu. A był to uraz, który nie przytrafiłby się przyszłej legendzie Białej Gwiazdy, gdyby ta zamiast starcia z Victorią Jaworzno wybrała… komunię świętą siostry. Po zderzeniu z rywalem nastolatek został odwieziony do szpitala, a cała rodzina uznała, że zdarzenie to było karą bożą za niesubordynację. Motyka musiałby wracać do piłki nieco dłużej, lecz pomocną dłoń wyciągnął Hutnik, z czego skorzystała później… Wisła. Po niecałym roku prawy obrońca zamienił Nową Hutę na stadion przy Reymonta, choć początkowo wcale nie był przekonany do słuszności tej decyzji. 
 
W Białej Gwieździe grali wówczas zawodnicy, którzy dla młodego górala byli idolami. 19-latek bał się, że przy takiej konkurencji nie załapie się nawet do meczowej osiemnastki, a gra była dla niego najważniejsza. Młodziana do przejścia na Reymonta zachęcił jednak ówczesny prezes Białej Gwiazdy do spółki z Orestem Lenczykiem. 32-letni wówczas trener obiecał Motyce regularną grę i słowa dotrzymał. „Marcyś” zadebiutował 5 marca 1978 roku i od tego czasu przez kolejna 12 lat nie opuścił niemal żadnego spotkania. Prawy obrońca, który z biegiem czasu przeniósł się do środka obrony, był wybierany przez dziewięciu szkoleniowców w międzyczasie dowodzących Wisłą. Defensor odpłacał się za zaufanie w najlepszy możliwy sposób i już w pierwszym sezonie pomógł Białej Gwieździe w zdobyciu mistrzostwa Polski. 
 
Kapitan opuszcza pokład ostatni
 
Na pierwsze gole „Marcyś” musiał czekać do kolejnego sezonu. Od razu jednak zdobył dwie i to nie z byle kim, bo Widzewem Łódź. Najpierw Motyka wykorzystał kontrę Białej Gwiazdy i strzałem z dystansu pokonał Stanisława Burzyńskiego. W drugiej części spotkania 21-letni obrońca wymanewrował czterech zawodników Widzewa, w tym Zbigniewa Bońka, i drugi raz wpisał się na listę strzelców. Mimo, że goli Motyka nie zdobywał często, to w ciągu 12 lat występów z białą gwiazdą na piersi udało mu się 18-krotnie zmuszać golkiperów rywali do wyciągania piłki z siatki. Aż 11 z nich padło na szczeblu II-ligowym, w którym Marek Motyka znacznie wyróżniał się na tle słabszych rywali. 
 
Marek Motyka wraz z innymi uczestnikami meczu "Wisła to nasza historia". 
 
W przeciwieństwie do niektórych zawodników, którzy po spadku do II ligi odeszli z Wisły, Motyka pozostał jej wierny i pełnił w niej wówczas rolę kapitana. „Uważałem, że skoro Wisła ze mną w składzie spadła, to ja muszę przywrócić jej blask. Pamiętałem dumę po mistrzostwie, tym bardziej nie mogłem odejść, gdy było źle. Czułem się odpowiedzialny za powrót Wisły na właściwe jej miejsce” - przyznawał na łamach prasy piłkarz Białej Gwiazdy. W 1988 roku krakowianie ponownie awansowali do I ligi, a jej kapitan pozostał w niej kolejne dwa sezony. W listopadzie 1989 roku „Marcyś” po raz 370 i ostatni przywdział wiślacki trykot i wyprowadził Białą Gwiazdę po raz ostatni na starcie z Zagłębiem Lubin. W wieku 32 lat Motyka przeniósł się na sezon do Norwegii, po tym, jak „opuścił Wisłę, gdy nic jej nie grozi”.
 
W kadrze epizod, w Wiśle pół życia
 
W reprezentacji narodowej Marek Motyka zadebiutował i zakończył karierę w wieku 22 lat. Jedynym szkoleniowcem, który widział w kadrze „Marcysia” był Ryszard Kulesza, zwolniony po aferze na Okęciu. Gdyby kiedyś zamiast na Wisłę Motyka postawił na Odrę Opole, w której trenerem był Antoni Piechniczek, znany z tego, że w kolejnych latach do dowodzonej przez siebie kadry powoływał sprawdzonych przez siebie w klubach graczy, być może licznik zatrzymałby na 8 spotkaniach. Stało się inaczej, ale może dzięki temu to słynący z niesamowitej wydolności i rajdów prawą flanką zawodnik stał się prawdziwą Gwiazdą Białej Gwiazdy. 
 
Panie Marku, dziękujemy za wszystko i życzymy dużo zdrowia!
 
Jakub Pobożniak
Biuro Prasowe Wisły Kraków SA


do góry strony