Strona główna » Aktualności » Gwiazdy Białej Gwiazdy #2: Wierność ponad wszystko - Jerzy Jurowicz

Gwiazdy Białej Gwiazdy #2: Wierność ponad wszystko - Jerzy Jurowicz

Data publikacji: 23-02-2017 21:35



Dwukrotny mistrz Polski, mistrz ligi w 1951 roku, kiedy to dziwna decyzja o przyznaniu mistrzostwa Polski zwycięzcy krajowego pucharu odebrała Wiśle trzeci tytuł z rzędu. Gracz, który krakowski zespół reprezentował przez 22 lata, wybrany w 2005 roku przez kibiców bramkarzem stulecia Wisły Kraków. Wymieniać dalej? Drugim bohaterem „Gwiazd Białej Gwiazdy” jest Jerzy Jurowicz. Golkiper-legenda lat 40-tych i 50-tych.


Urodzony 21 maja 1921 roku Jurowicz już od dzieciństwa uganiał się za piłką, ku niezadowoleniu rodziców, z którymi mieszkał przy ulicy Kawiory w ówczesnej dzielnicy Czarna Wieś. I o ile dziś w okolicach tych naprawdę trudno o znalezienie boiska do gry, wówczas była to okolica pełna skwerów i placów, na których dzieci ustawiały słupki z płaszczy czy kurtek i grały w piłkę do upadłego. Podobnie było i z późniejszym bramkarzem Białej Gwiazdy, który wraz ze swoimi kolegami założył osiedlową ekipę Tornado, w której występował jako… najbardziej wysunięty napastnik. Przygoda z bramką, trwająca później ponad dwadzieścia lat zaczęła się tak, jak często lubi się zaczynać - Jurowicz widząc niemoc swojego bramkarza w meczu tzw. dzikich drużyn, postanowił go zastąpić i do końca spotkania nie puścił już bramki. Od tego czasu nastolatek wybrał grę między słupkami, która w przyszłości zaowocowała nawet występami na tej pozycji w reprezentacji narodowej. 

Pasy wypuszczają perłę
 
W 1934 roku trzynastolatek postanowił wbrew zaleceniom rodziców postawić na futbol i zapisać się do profesjonalnej drużyny juniorskiej. Pierwsza chęć przyjęcia Jurowicza wyraziła Cracovia, a młodego piłkarza przekonał do tego senior Pasów - Stanisław Malczyk. Jerzy, choć od małego kibicował Wiśle, bał się, że nie dostanie drugiej okazji i zgodził się, ale występująca już wówczas „papierologia” przedłużała moment, w którym mógłby on zacząć treningi. Jak dobrze wiemy, niewykorzystane sytuacje lubią się mścić i moment ten wykorzystała Wisła, która długo nie musiała namawiać Jurowicza na przejście na właściwą stronę Błoń. Już dwa lata później Biała Gwiazda z 15-latkiem w składzie wygrała pierwsze ogólnopolskie mistrzostwa juniorów, w których zdeklasowała rywali także w zawodach indywidualnych poświęconych poszczególnym elementom futbolu, jak choćby strzałom z woleja, kapkom, podbijaniu piłki głową. Jerzy Jurowicz pokonał wszystkich innych młodzieżowców w strzałach „z kozła” i głośno mówiło się, że młodzian poradziłby sobie również jako napastnik.
 
Jerzy Jurowicz zadebiutował w seniorskiej Wiśle już jako 17-latek i był to debiut przypadający od razu na derby Krakowa. Kilka godzin wcześniej junior rozegrał pełny mecz w rezerwach Białej Gwiazdy i udał się na stadion Cracovii, by dopingować swoich starszych kolegów, z którymi czasem już trenował. Na trybunach wypatrzył go kierownik Wisły - Andrzej Boligłowa, który znalazł dla niego strój i kazał wystąpić. Dlaczego tak się stało? W bramce Białej Gwiazdy od 18. minuty stał prawoskrzydłowy Bolesław Habowski, który zastąpił znokautowanego Edwarda Madejskiego. Nominalny bramkarz zastąpił tymczasowego, a kibice Pasów spodziewali się gromkiego pogromu, nie znając możliwości 17-latka. Ten jednak zaprezentował się bardzo dobrze, kapitulując tylko raz i został uznany jednym z najjaśniejszych punktów Wisły w przegranym 0:1 meczu. 

Kapitan na trudne czasy
 
Rok później pełnoletni już golkiper zastąpił na stałe Madejskiego, który odszedł z Wisły. Jerzy Jurowicz był wówczas najmłodszym podstawowym bramkarzem w całej I lidze. Taki stan rzeczy jednak długo się nie utrzymał - najpierw do klubu przyszedł „wielki jak King-Kong” Mieczysław Koczwara, który zajął jego pozycję, a następnie wybuch wojny uniemożliwił kontynuowanie rozgrywek. 18-latek wraz ze swoją rodziną postanowił udać się w kierunku Lublina, lecz interwencja wojsk radzieckich sprawiła, że szybko zdecydował się on na powrót. Już w październiku podczas pierwszego meczu w czasach okupacji Jurowicz wystąpił jako bramkarz, a zarazem kapitan Wisły w starciu przeciwko Krowodrzy. 
 
Niemal przez cały czas okupacji Jurowicz reprezentował Wisłę w spotkaniach towarzyskich i Okupacyjnych Mistrzostwach Krakowa. Tuż po wyparciu hitlerowskich wojsk z Krakowa w styczniu 1945 roku odbył się pierwszy mecz w wolnym mieście, a rywalem Wisły była oczywiście Cracovia. Tak pojedynek ten wspominał nasz bohater: „Ubrany w swój czarny sweter stanąłem w bramce na boisku, na którym nie grałem od 6 lat. Trudno się dziwić memu wzruszeniu, gdy znów mogłem ogarnąć wzrokiem stare trybuny Wisły, wypełnione jak niegdyś publicznością, gdy zobaczyłem ośnieżony Kopiec Kościuszki, górujący nad stadionem i znajome topole przy Alei 3-ego Maja, które otaczały boisko Wisły. Znów po 6-ciu latach wojny grałem na swoim boisku w towarzystwie mych kolegów, którzy na pewno przeżywali podobne chwili wzruszenia, jakie towarzyszyły mi w tym pierwszym meczu po wyzwoleniu”.
 
 
Mistrz i wzór zaangażowania
 
W kolejnych latach Jurowicz wygrywał już pojedynek o miejsce w składzie i podczas oficjalnych powojennych spotkań o stawkę mistrzowską wyprowadzał on swój zespół jako kapitan. I choć w mistrzostwach Polski rozgrywanych przez dwa lata systemem pucharowym, faworyzowana Wisła przegrywała, czy to z Polonią Warszawa, czy z Wartą Poznań, a w 1948 roku po przywróceniu systemu ligowego uległa w dodatkowym meczu Cracovii, Jurowicz raz po raz mobilizował swoich kolegów do kontynuowania kariery piłkarza. Dzięki temu pod wodzą doświadczonego już wówczas golkipera, Wisła w latach 1949 i 1950 w pięknym stylu zdobyła mistrzostwo kraju. W obu tych sezonach Jerzy Jurowicz wystąpił we wszystkich spotkaniach i tylko raz opuścił plac gry, raptem na piętnaście minut. Było to w starciu z Polonią Bytom, kiedy to 28-letni wówczas zawodnik został znokautowany przez rywala w walce o piłkę. Wisła zaczęła tracić swoją przewagę, a bytomscy gracze doprowadzili do wyrównania. Wówczas przekonywany przez lekarzy do pozostania poza boiskiem kapitan na własną odpowiedzialność wrócił do gry, a Biała Gwiazda wzmocniona bramkarzem wygrała 4:2. 
 
To właśnie w latach największych sukcesów na Jerzego Jurowicza spadł również obowiązek reprezentowania barw narodowych. I o ile debiut nie trwał zbyt długo - w starciu z Finlandią bramkarz zmienił na jedną minutę Antoniego Janika, o tyle później to Jurowicz był podstawowym golkiperem. Łącznie Wiślak wystąpił w ośmiu spotkaniach kadry A, w których Polska wygrała dwa razy, dwa starcia zremisowała i cztery przegrała. Trzeba jednak dodać, że formująca się dopiero kadra narodowa ulegała znacznie bardziej doświadczonym reprezentacjom Czechosłowacji, Rumunii i Jugosławii. Po raz ostatni krakowianin przywdziewał koszulkę z orzełkiem na piersi w październiku 1950 roku, na chwilę przed zdobyciem drugiego, ostatniego mistrzostwa Polski.
 
Okradzeni z tytułu
 
Również i w 1951 roku Jurowicz wystąpił w komplecie spotkań i po raz kolejny doprowadził Wisłę do pierwszego miejsca w lidze. Wówczas jednak miano triumfatora mistrzostw Polski przysługiwało zwycięzcy krajowego pucharu, a w nim Biała Gwiazda w finale uległa Ruchowi Chorzów 0:2. Na osłodę Białej Gwieździe pozostał niewiele znaczący tytuł mistrza ligi. Podcięło to skrzydła Wiśle, która w kolejnych sezonach nie powtórzyła osiągnięć przełomu lat czterdziestych i pięćdziesiątych, zajmując dwukrotnie miejsce trzecie, raz ósme i raz siódme. 
 
Ostatnim spotkaniem Jurowicza było to z 27 listopada 1955, kiedy to Wisła uległa chorzowianom 0:3. Mimo kilku świetnych parad, 34-latek nie uchronił krakowian przed porażką. Po spotkaniu wiślacki kapitan poinformował piłkarzy Białej Gwiazdy o swojej nieodwołalnej decyzji, po czym skupił się na pracy w Dzienniku Polskim, w którym pracował aż do 1984 roku. Trzy lata później Jurowicz otrzymał medal Kalos Kalgathos, przeznaczony dla sportowców, którzy sukcesy osiągnęli również na płaszczyznach pozasportowych. 

Wierność ponad wszystko
 
Łącznie w budynku przy Wielopolu, gdzie mieściła się redakcja Dziennika Polskiego, a wcześniej Ilustrowanego Kuriera Codziennego, w którym Jurowicz działał już w 1934 roku - wiślacki bramkarz przepracował 50 lat. Wierność swojemu zawodowi i jednej drużynie - to właśnie z tego najbardziej dał się zapamiętać gracz, który do dziś ma najdłuższy staż jako zawodnik Wisły Kraków i to właśnie na nim powinny wzorować się młode wiślackie pokolenia.
 
Jakub Pobożniak
Biuro Prasowe Wisły Kraków SA


do góry strony