Strona główna » Aktualności » Gonzalez Lopez: Dziewczyna, basen, siłownia i… pies!

Gonzalez Lopez: Dziewczyna, basen, siłownia i… pies!

Data publikacji: 13-01-2017 11:23



Jeszcze nie tak dawno biegał po boiskach Primera División, a nawet trenował w wielkim Realu Madryt. Teraz Iván González López jako pierwszy hiszpański piłkarz w 110-letniej historii Wisły Kraków rozpoczyna przygodę z biała gwiazdą na piersi. O tym dlaczego nie podbił futbolowego świata z Los Blancos, czemu spośród kilku atrakcyjnych ofert wybrał właśnie tę spod Wawelu, a także o tym, czy jest imprezowiczem, czy jednak domatorem 28-letni obrońca opowiada nam w swoim pierwszym wywiadzie po transferze do Wisły.

Fot. Przemek Marczewski Fot. Przemek Marczewski

Wiedziałeś, że jesteś pierwszym hiszpańskim piłkarzem w historii Wisły Kraków?

Dotychczas nie. (uśmiech) W takim razie tym bardziej jestem dumny. Pragnę reprezentować klub, pokazując charakter na boisku i osiągając z nim dużo sukcesów.
 
Real Madryt to marzenie wielu sportowców. Ale niektórzy mogą patrzeć na to tak, że grałeś „tylko” w drugim zespole. Czego zabrakło, by przebić się do pierwszej drużyny?
 
Gracze pierwszej ekipy to wybrańcy. To prawdziwe gwiazdy, z darem bożym. Ja jestem zawodnikiem, który musi ciężko pracować. Miałem szczęście, że mogłem być w Realu Madryt, czy wcześniej w Maladze. A teraz jestem szczęśliwy, że mogę reprezentować barwy Białej Gwiazdy i spełniać swoje marzenie o byciu profesjonalnym piłkarzem.
 
Przenosiny gracza z przeszłością m.in. w hiszpańskiej ekstraklasie do polskiej ligi niekoniecznie muszą być postrzegane w kategoriach awansu sportowego.
 
Nie podchodzę do tego w ten sposób. Przyszedłem do wielkiego klubu - z bogatą historią, tradycjami i zawodnikami na europejskim poziomie. Jestem tu po to, by dać zespołowi jak najwięcej jakości. Muszę się zaadaptować, znaleźć swoją przestrzeń i dawać z siebie jak najwięcej na murawie.
 
Miałeś kilka innych atrakcyjnych propozycji. Zadecydowała osoba trenera Ramireza?
 
Tak - kiedy Wisła zwróciła się do mnie z ofertą, miałem jeszcze trzy-cztery inne opcje. Ale gdy taki szkoleniowiec, taki wiceprezes i taki klub cię potrzebują, nie trzeba się długo zastanawiać. Hiszpańskie nazwiska i marka wspomnianych osób w Wiśle dały mi poważnie do myślenia i jak widać jestem w Krakowie. (uśmiech)
 
W 2013 roku byłeś blisko transferu do… Legii Warszawa.
 
Tak się złożyło, że wówczas pojawiłem się w Warszawie. Nie doszliśmy jednak do porozumienia. Choć muszę przyznać, że chciano mnie wtedy pozyskać. Ostatecznie wszystko potoczyło się inaczej. Teraz nie ma to już znaczenia, bo liczy się tylko Wisła i jesteśmy tu po to, by pisać nową historię klubu.
 
Jaki jesteś na co dzień? Kiedyś hiszpańskie media przytaczały rzekomy incydent, sugerując, że jesteś rozrywkowy.
 
Nie chcę wiele mówić na ten temat, bo takimi kwestiami zajmują się moi adwokaci. Kiedy byłem bardzo młody, czasami zdarzały mi się błędy, ale w ostatnich latach wszyscy z moich byłych klubów mogą potwierdzić, że jestem w stu procentach profesjonalistą - zarówno na boisku, jak i poza nim.
 
Kibice Wisły chcą wiedzieć o Tobie jak najwięcej. Odsłonisz nieco tajników ze swojego życia prywatnego?
 
Jestem osobą, która lubi spędzać dużo czasu w domu, z moją dziewczyną - Clarą. Chętnie chodzę na siłownię, pływam. Z radością bawię się też z psem, który na szczęście będzie z nami w Krakowie. (uśmiech) Zatem jestem raczej domatorem, wolne chwile poświęcającym najbliższym.
 
Rozmawiał Damian Juszczyk
Biuro Prasowe Wisły Kraków SA


do góry strony