Aktualności
OSTATNIE NEWSY.
Strona główna »
Aktualności »
Gdzie oni są? - Nourdin Boukhari
Gdzie oni są? - Nourdin Boukhari
Data publikacji: 17-06-2016 09:45Był autorem jednej z najbardziej spektakularnych bramek w historii Wisły. Tym samym na stałe zapisał się na kartach historii klubu, choć w Krakowie spędził zaledwie rok. Poza tym to kolega Zlatana Ibrahimovicia. Mowa oczywiście o Nourdinie Boukharim. Jesteście ciekawi, co teraz porabia?

W pierwszym odcinku cyklu można było przeczytać, gdzie obecnie gra Marcelo. Historia kolejnego zawodnika w ramach cyklu „Gdzie oni są” jest zupełnie inna, ale Nourdin Boukhari również może pochwalić się ciekawym CV. No i prawdopodobnie wielu wiślackim fanom gol tego zawodnika mógł na długo zapaść w pamięć.
Wymarzony debiut
Nie każdy ma na koncie prawie 270 występów w Eredivisie i nie każdemu jest dane zdobyć Puchar Holandii. Boukhari w „kraju tulipanów” nie odgrywał więc drugoplanowej roli, jak niektórym mogłoby się wydawać. Wprost przeciwnie - latami mozolnie budował swoją markę. Najpierw przebił się do podstawowego składu Sparty Rotterdam i trzeba powiedzieć, że w Eredivisie zaliczył prawdziwe wejście smoka. Już w debiucie zdołał pokonać bramkarza rywali (SC Heerenveen) i zapewnił swojej drużynie zwycięstwo. Od tego czasu regularnie występował w lidze holenderskiej. Niestety w sezonie 2001/2002 jego ekipa opuściła szeregi elity po przegranych barażach. Ale Marokańczyk mógł się czuć cichym wygranym tego sezonu, bo o ile jego koledzy prezentowali się przeciętnie, o tyle on często ciągnął grę zespołu i zdobył w całych rozgrywkach 7 bramek. Nic dziwnego, że zgłosiła się po niego mocniejsza drużyna - znacznie mocniejsza, bo Ajax Amsterdam.
Tu poprzeczka została zawieszona o wiele wyżej, ponieważ w końcu to klub z absolutnego topu i zespół, który regularnie występuje w Lidze Mistrzów. W debiutanckim sezonie Boukhari mógł więc liczyć tylko na rolę dżokera i wchodzenie z ławki rezerwowych. Jak na granie ogonów, sześć goli to jednak całkiem niezły rezultat. Tyle tylko, że Ajax przegrał walkę o mistrzostwo, zatem siłą rzeczy musiało dojść do małej rewolucji w szatni. Na wypożyczenie do NAC Breda musiał powędrować Boukhari. Tam zaprezentował się całkiem nieźle i półrocznej banicji wrócił do swojego macierzystego klubu. Ogólnie dwa Superpuchary i Puchar Holandii to całkiem fajne osiągnięcia, ale Ajax miał inne plany - inny pomysł na budowanie silnej jedenastki, a Marokańczyk po wypełnieniu kontraktu musiał sobie szukać nowego pracodawcy.
Lata tułaczki
Następne lata to już nieustanna tułaczka i sinusoida. Najpierw nieudany epizod w Nantes i niezbyt dobry czas w AZ Alkmaar. Nic dziwnego, że Boukhari chciał gdzieś w końcu odbudować dawną formę. A gdzie najlepiej, jeśli nie u siebie - w domu, w miejscu, z którego wypłynęło się na szerokie wody? No właśnie! W Sparcie Rotterdam znowu zaczął przypominać tę samą skuteczną dziesiątkę, co kiedyś. Być może kolejny sezon byłby jeszcze lepszy, ale przyszła oferta z Al-Ittihad, a takich propozycji się nie odrzuca. Przynajmniej wówczas, jeśli chce się znacząco podreperować stan konta w banku. Ale tu raz jeszcze Marokańczyk zderzył się ze ścianą i ponownie musiał wrócić do Holandii. Kolejny raz było przez chwilę dobrze, a potem źle i tak w kółko… Podobno w Arabii Saudyjskiej sztab trenerski uznał, że piłkarz wygląda słabo pod względem fizycznym. Chciano nawet anulować transfer, ale na to było już za późno.
Złota bramka i salut
Aż przyszła oferta wypożyczenia od Wisły Kraków. Oczywiście klubu, który bił się o najwyższe trofea w kraju, a na dodatek wciąż marzył o Lidze Mistrzów. Miejsca, w których pracował dobrze znany Nourdinowi Boukhariemu trener - Robert Maaskant. Obaj panowie mieli okazję współpracować ze sobą w NAC Breda. Na pierwszy rzut oka wszystko wyglądało więc idealnie. Co ciekawe, to sam zawodnik wyszedł z propozycją gry pod Wawelem: „Znalazłem się w konkretnej sytuacji w tureckim klubie, a chciałem grać. Kiedy dowiedziałem się, że Robert Maaskant podjął pracę w Wiśle Kraków to zebrałem się na odwagę i zadzwoniłem do niego z pytaniem o to, czy znajdzie się w Polsce miejsce dla mnie. Wszystko odbyło się bardzo szybko. Rozmowy podjęliśmy w zeszłym tygodniu - tak, aby zdążyć przed zamknięciem okienka transferowego. W poprzednią niedzielę już byłem w Krakowie. Wtedy też trenowałem z zespołem (źródło: futbolnews.pl)”.
Początkowo wszystko szło we właściwym kierunku, ale po porażce z Lechem (1:4) Marokańczyk stracił miejsce w składzie. Maaskant wpuścił go jednak w drugiej połowie meczu derbowego z Cracovią, a ten odwdzięczył się swojemu trenerowi najlepiej jak tylko mógł - bramką w ostatniej minucie. Tego się nie da opisać! Niesamowite trafienie i to na wagę trzech punktów! Następnie wykonał salut dla wszystkich kibiców i szkoleniowca, który mu zaufał: „Powiedziałem trenerowi, że jeśli wejdę na boisko z ławki to zdobędę gola. Obiecałem mu i dotrzymałem słowa”.
Trudne losy piłkarza
Jeżeli ktoś jednak pomyślał, że będzie to trampolina w karierze Boukhariego i zakończenie naszej historii z happy endem to bardzo się pomylił. Marokańczyk znowu pokazał, że kariera piłkarza bywa okrutna. Jedna kontuzja oraz kilka miesięcy rehabilitacji, konsultacji z holenderskimi lekarzami i zupełnie nieudany powrót do zespołu. Mistrzostwa Polski i bramki w derbach nikt mu nie odbierze, ale chyba nie tak wyobrażał sobie swoją karierę w Polsce.
Zwłaszcza że potem było również źle albo bardzo źle. Kasimpasa, RKC Waalwijk, a nawet Sparta Rotterdam - w każdym z tych klubów Boukhari nie zagrzał dłużej miejsca i wytrzymywał maksymalnie rok. W Turcji wylądował nawet przez chwilę w głębokich rezerwach, ale najbardziej gorzką pigułka do przełknięcia był pobyt w Rotterdamie - w domu. Z pewnością były Wiślak wyobrażał sobie, że właśnie tam zakończy swoją bogatą karierę. A skoro nie radził sobie nawet na zapleczu Eredivisie to musiał zejść piętro niżej - do czwartej ligi, a konkretnie do Magreb’90. Warto dodać, że trzeci poziom rozgrywkowy w tym kraju jest już z reguły amatorski i z profesjonalnym futbolem ma niewiele wspólnego. Tu też szału (do tej pory) nie było, ale doświadczony pomocnik wreszcie mógł liczyć na regularne występy i odzyskać radość z gry. Dziś ma już jednak 35 lat, a w dodatku ponownie pojawiły się informacje, że niedługo zmieni pracodawcę. Czy to oznacza już koniec tej długiej, pełnej wrażeń podróży?
Michał Hardek
Biuro Prasowe Wisły Kraków SA