Strona główna » Aktualności » Był taki mecz: Rok 1948. Mistrzostwo utracone przez… przepisy

Był taki mecz: Rok 1948. Mistrzostwo utracone przez… przepisy

Data publikacji: 08-12-2017 09:45



W tabeli wszech czasów najwyższej polskiej klasy rozgrywkowej Biała Gwiazda okupuje najniższy stopień podium, mając na koncie 13 mistrzostw Polski, tyle samo wicemistrzostw oraz 10 trzecich miejsc. Prowadzą dwa śląskie kluby - Ruch Chorzów i Górnik Zabrze, które Wiślaków wyprzedzają dzięki 14 tytułom zdobytym na przestrzeni rozgrywek trwających już od 90 lat. Klasyfikacja ta wyglądałaby jednak zupełnie inaczej, gdyby nie dwa sezony, w których piłkarze z Krakowa utracili niemalże zdobyty tytuł przez… zmianę przepisów. Tak było w 1951 roku, kiedy mistrzem został uznany zwycięzca Pucharu Polski, Ruch Chorzów, tak było też trzy lata wcześniej, kiedy przy równej liczbie punktów i przewadze bramkowej Wisły, o wszystkim miał zadecydować dodatkowy mecz z drugą w tabeli… derbową rywalką! 

fot. historiawisly.pl fot. historiawisly.pl

Rok 1948 był przełomowy dla polskiej piłki. Po powojennej zawierusze właśnie wtedy wrócono do rozgrywek ligowych, kosztem rozgrywanych rok wcześniej w systemie grupowym mistrzostw Polski. W związku z tym postanowiono na nowo skodyfikować zasady wyłaniające mistrzów - w pierwszej kolejności klasycznie decydować miała liczba punktów, w drugiej… trzeci mecz, a nie bilans bramek ani starć bezpośrednich. Spotkania ligowe potoczyły się tak, jakby chciano przetestować czy wariant ten się sprawdza - zarówno Biała Gwiazda, jak i Cracovia zgromadziły po 38 punktów. W starciach derbowych lepiej prezentowały się Pasy, za to Wisła strzeliła aż 25 bramek więcej niż lokalna rywalka, tracąc tylko 8 goli więcej. Gdyby tak, jak przed wojną o tytule decydował bilans trafień, Biała Gwiazda wzniosłaby w górę trzeci w historii puchar za mistrzostwo Polski. Nowe przepisy sprawiły jednak, że podopieczni Josefa Kuchynki w starciu na neutralnym boisku musieli walczyć o swoje! 

Mistrzowski początek
 
Na dobrą sprawę niewiele brakowało, by Wiślacy w ostatniej kolejce stracili szansę na trofeum - gdyby nie gol głową Mieczysława Gracza w 86. minucie starcia z Rymerem Niedobczyce, krakowianie mogliby na ostatniej prostej spaść na drugie miejsce bez możliwości walki o końcowy triumf. Cracovia zaś pewnie pokonała Garbarnię 2:0 i mogła skupić się na mistrzowskim meczu. Długo debatowano na łamach prasy, gdzie należy rozegrać decydujące spotkanie - w końcu zaakceptowano pomysł, by starcie o mistrzostwo dla jednej z krakowskich drużyn odbył się w grodzie Kraka, na stadionie Garbarni przy ulicy Barskiej 73 - tam, gdzie dziś stoi Hotel Forum. 
 
Gdy jeden, jedyny mecz ma wyłonić mistrza rozgrywek trwających cały rok presja plącze nogi, a tłum kibiców wydaje się nie do okiełznania. Na Ludwinów przybyło około 20 000 sympatyków obu zespołów, a nad wszystkim czuwały setki porządkowych, którzy już w 1. minucie musieli powstrzymywać fanów Wisły od rzucenia się na murawę z radości. Piękną bramkę zdobył pomocnik Tadeusz Legutko, który strzałem z dystansu nie dał szans Henrykowi Rybickiemu. „Jak niemiłą niespodzianka była ta pierwsza minuta dla Pasów, o tym mogli się przekonać sympatycy Wisły na minutę przed końcem pierwszej połowy przeżywając podobnie ciężkie uczucie, gdy Różankowski II piękną główką z centry Poświata uzyskał wyrównanie, a w kilkadziesiąt sekund później Szeląga prowadzenie” - pisał Nadzwyczajny Dziennik Krakowa, związany właśnie z tym wydarzeniem. Niestety tak właśnie się stało - w odstępie kilkudziesięciu sekund Wisła dostała dwie bramki do szatni. Najpierw główka Stanisława Różankowskiego, a potem płaski strzał Szeligi sprawiły, że słynny Jerzy Jurowicz dwukrotnie musiał wyciągać piłkę z siatki tuż przed gwizdkiem wieńczącym pierwszą połowę.
 
Z Kopciuszka w królewnę
 
„Szok, który spotkał Wisłę, strąconą w najmniej oczekiwanym momencie ze zwycięskiego piedestału pozostawił ślady na dalszej jej grze, jak z drugiej strony miała wyraźny wpływ na nastrój Cracovii, przeobrażonej niby za dotknięciem czarodziejskiej różyczki ze sponiewieranego Kopciuszka w posażną królewnę” - relacjonował dla Przeglądu Sportowego Tadeusz Maliszewski. 
 
„Nie ulega wątpliwości, że Krakowowi należał się finał, jak należy mu się słusznie pierwsze i drugie miejsce w polskim piłkarstwie. Należy mu się za kulturę gry, z jaką trudno spotkać się w którymkolwiek innym z naszych środowisk. Decydujący mecz o tytuł mistrza - to nie przelewki. W takim przypadku wolno zawodnikom nie panować całkowicie nad nerwami. Wolno im w ferworze dramatycznej walki obniżyć wartości stylowe. Jeśli mimo to mecz był nie tylko walką, ale i grą, to tym większa zasługa aktorów i tym większe należy się im uznanie” - kontynuował znany dziennikarz, który chwalił Wisłę za kulturę gry, lecz ganił za nieskuteczność. 

Przewrotne losy
 
A gdy piłka w drugiej połowie za nic nie chciała wpaść do bramki, w poczynania podopiecznych Josefa Kuchynki zaczęła wkradać się panika. Tę wykorzystał w 74. minucie spotkania Stanisław Różankowski, który wraz z bratem Eugeniuszem stanowili o sile ataku Pasów, uprzedził Jurowicza i wpakował futbolówkę do siatki. Wynik 3:1 dla Pasów nie podłamał jednak zawodników Białej Gwiazdy, którzy postawili wszystko na jedną kartę. Dosłownie chwilę później Wisła mogła tracić już tylko jedną bramkę - ale bombę Cisowskiego głową z linii wybił Jabłoński, który wykazał tyle poświęcenia, że nabawił się urazu. Kilka piłek obronił też Rybicki i to Cracovia mimo drugiego miejsca po sezonie zasadniczym, mogła cieszyć się z mistrzowskiego tytułu. Rok i dwa lata później nic nie przeszkodziło już Wiśle w zdobyciu trofeum, a Pasy, w przeciwieństwie do Białej Gwiazdy już nigdy więcej nie wygrały ligi.
 
5.12.1948
Wisła Kraków - Cracovia 1:3 (1:2)
1:0 Legutko 1’
1:1 S. Różankowski 44’
1:2 Szeliga 45’
1:3 S. Różankowski 74’ 

Wisła: Jurowicz - Kubik, Flanek, Filek - Legutko, Wapiennik - Cisowski, Gracz, Kohut, Rupa, Mamoń
 
Cracovia: Rybicki - Kaszuba, Gędłek - Glimas, E. Jabłoński, M. Jabłoński - Poświat, S. Różankowski, E. Różankowski, Radoń, Szeliga 
 
Sędziował: Juliusz Brzuchowski z Warszawy
 
Widzów: 20 000 
 
Jakub Pobożniak
Biuro Prasowe Wisły Kraków SA
 


do góry strony