Strona główna » Aktualności » Był taki mecz: Jeden strzelec, trzy gole, trzy punkty

Był taki mecz: Jeden strzelec, trzy gole, trzy punkty

Data publikacji: 09-03-2017 12:00



Już w niedzielę po raz 150. w ligowych starciach zmierzą się jedne z najbardziej utytułowanych drużyn w kraju - Wisła Kraków i Legia Warszawa. Jak dotąd w bilansie wszystkich rywalizacji górą jest Biała Gwiazda, która pokonała Legionistów 60 razy. 55-krotnie wygrali warszawianie, a 44 razy miał miejsce podział punktów. Przy Łazienkowskiej Wiślacy nie wygrali jednak od niemal siedmiu lat, dlatego na kilka dni przed meczem, który jak zawsze elektryzuje Polskę, ku pokrzepieniu serc naszych piłkarzy i kibiców wracamy wspomnieniami do 8 maja 2010 roku.


W 28. kolejce Ekstraklasy sezonu 2009/2010 zmierzyły się drużyny, które biły się o tytuł mistrza Polski. Na podział punktów w spotkaniu tym czekał Lech Poznań, który również liczył się w walce o krajowy prymat. Biała Gwiazda po raz pierwszy miała okazję wystąpić na będącym ciągle w budowie nowym stadionie Legii. Warszawska drużyna również była wówczas w fazie tworzenia, a jej chwilowy architekt Stefan Białas nie w pełni radził sobie z powierzonym mu zadaniem. Dość powiedzieć, że po sezonie odszedł i trener, i piłkarze, którzy byli u niego trzonem zespołu. Przy okrojonej do pięciu tysięcy pojemności Wiślacy chcieli udowodnić, że pod wodzą Henryka Kasperczaka są monolitem. 

Głową raz, głową dwa!
 
Co ciekawe, w składzie Białej Gwiazdy od pierwszej minuty wystąpiło czterech graczy, którzy i dziś reprezentują jej barwy, w dodatku piąty taki zawodnik zameldował się na murawie pod koniec meczu. Pierwszą czwórkę stanowili Arkadiusz Głowacki, Patryk Małecki, Rafał Boguski i Paweł Brożek, a w 84. minucie miejsce „Bogusia” zajął wchodzący wówczas do szerokiej kadry Wisły Krzysztof Mączyński. Dziś nazywani „starą gwardią” zawodnicy byli głównymi aktorami tego widowiska. Wystarczy wspomnieć, że z tyłu nad wszystkim czuwał „Głowa”, jedną asystą błysnął „Dziki”, dwiema „Mały”, a dzieła zniszczenia dopełnił „Brozio”, który popisał się hat-trickiem!
 
Wszystko zaczęło się w 17. minucie. Patryk Małecki w swoim stylu skierował się pod narożnik boiska, gdzie prostym zwodem wymanewrował Tomasza Kiełbowicza, po czym posłał podanie wprost na głowę wiślackiego snajpera. Paweł Brożek ze stoickim spokojem oddał strzał po koźle, a futbolówka minęła bezradnego Jana Muchę, który powoli żegnał się z warszawskimi widzami, mając już podpisany kontrakt z angielskim Evertonem. W tym meczu jednak słowacki bramkarz nie ustrzegł się błedów, które skrzętnie wykorzystywali Wiślacy. Wydawać się mogło, że piłka skierowana do Brożka leciała na tyle długo, że golkiper gospodarzy powinien do niej wyjść. Słowak pozostał jednak między słupkami, przez co zrobiło się 1:0 dla Wisły. Takim wynikiem zakończyła się pierwsza połowa, a na drugą krakowianie wyszli z prostym celem - jak najszybciej podwoić prowadzenie. 
 
„Jak wściekły byk, jak bulterier…”
 
Wisła rzuciła się na Legię od samego początku i bardzo bliski gola już po kilkudziesięciu sekundach był Rafał Boguski, który zdołał wymanewrować Wojciecha Szalę i Jana Muchę. Mając przed sobą całą bramkę, której strzegł tylko Iñaki Astiz, posłał piłkę tuż obok słupka. „Boguś” próbował zrehabilitować się niespełna minutę później i tym razem tylko dzięki ofiarnej interwencji Muchy nie padł gol na 2:0. Kibice z Warszawy głośno dziękowali Musze, co wpłynęło chyba na koncentrację Słowaka, który po dośrodkowaniu Małeckiego z rzutu rożnego po raz kolejny źle obliczył lot piłki. Sytuację wykorzystał Paweł Brożek - z bardzo ostrego kąta dołożył tylko głowę i przelobował golkipera gospodarzy. Na linii stał jeszcze Sebastian Szałachowski, jednak i on nie dał rady wyjaśnić zagrożenia pod własną bramką. 
 
 
Chwilę później „Brozio” mógł mieć już hat-tricka! Piłkę do własnego bramkarza próbował zgrać Jakub Rzeźniczak - jedyny piłkarz z dzisiejszego składu Legii, który wystąpił w tamtym spotkaniu. Zrobił to jednak tak niefortunnie, że głowę zdążył dostawić Brożek, któremu zabrakło centymetrów do kolejnego przelobowania Muchy. Co nie powiodło się naszemu napastnikowi w 50. minucie, bez trudu udało się dwadzieścia minut później. Z głębi pola prostopadłym podaniem popisał się Rafał Boguski, a futbolówkę skleił właśnie „Brozio”, który przy biernej postawie obrońców znalazł się oko w oko z Muchą już na 25. metrze. Wobec szybkiego wyjścia Słowaka z bramki, Brożek nie decydował się na dalszy bieg z piłką, tylko po profesorsku umieścił ją w siatce strzałem zza pola karnego. W poprzednich meczach napastnik Wisły był nieskuteczny, w jak się wydawało najważniejszym starciu sezonu przebudził się. I to jak!

Pora na powtórkę!
 
Wisła pokonała zupełnie bezbarwną Legię, a komentujący to spotkanie Mirosław Szymkowiak stwierdził, że „dawno nie był na takim pikniku”. Legioniści grali jak w zwolnionym tempie i ani razu nie zagrozili Marcinowi Juszczykowi, który na Łazienkowskiej pozostawał bezrobotny. 
 
Tak wyglądało starcie z Legią niemal sześć lat i dziesięć miesięcy temu. Czas na napisanie nowej historii i rozpoczęcie siódmej dziesiątki zwycięstw z odwiecznym rywalem. Być może Legioniści to zupełnie inna drużyna niż wówczas, jednak już raz pokazaliśmy, że na nowym obiekcie przy Łazienkowskiej można wygrać. Pora na zwycięstwo przy pełnych trybunach, a nie pełnej trybunie - bo tego jeszcze w Warszawie nie udało nam się osiągnąć!
 
Legia Warszawa - Wisła Kraków 0:3 (0:1)
0:1 Paweł Brożek 17’
0:2 Paweł Brożek 47’
0:3 Paweł Brożek 70’

Legia: Mucha - Rzeźniczak, Szala, Astiz, Kiełbowicz - Szałachowski (70. Kosecki), Jarzębowski (70. Banasiak), Iwański, Borysiuk (59. Smoliński), Rybus - Grzelak
 
Wisła: Juszczyk - Alvarez, Marcelo, Głowacki, Piotr Brożek - Małecki, Sobolewski, Ba (76. Jirsak), Diaz (66. Kirm) - Boguski (84. Mączyński), Paweł Brożek
 
Żółte kartki: Rybus, Rzeźniczak - Diaz, Ba
 
Sędziował: Paweł Gil z Lublina
 
Widzów: 5 000 
 
Jakub Pobożniak
Biuro Prasowe Wisły Kraków SA


do góry strony