Strona główna » Aktualności » Był taki mecz: „Godni podania ręki”

Był taki mecz: „Godni podania ręki”

Data publikacji: 04-08-2016 16:58



Tuż przed zbliżającymi się derbami warto przypomnieć spotkanie, które na zawsze wrosło w historię Białej Gwiazdy. W cyklu „Był taki mecz” cofamy się aż o 91 lat, dokładnie do 3 maja 1925 roku, by przypomnieć o legendarnym starciu Wisły z Cracovią, zakończonym remisem 5:5.


Pasy, ówczesny jednokrotny mistrz Polski, mierzyły się na wyjeździe z wówczas jeszcze mniej utytułowaną Białą Gwiazdą. To goście byli więc faworytem meczu - tym bardziej, że Henryk Reyman początkowo nie był brany pod uwagę przy ustalaniu składu, ze względu na kontuzję nogi. Pod wpływem próśb trenera Imre Schlossera słynny napastnik zdecydował się wystąpić w derbach, by - jak sam wspominał po latach - „wpłynąć na lepsze samopoczucie i gotowość bojową kolegów”. Zaledwie dwa dni przed pojedynkiem Reyman zdjął z nogi opatrunek i był gotowy wybiec na boisko.

Niepokoju dodawał fakt, że murawa stadionu Wisły po obfitych opadach deszczu była bardzo grząska, co mogło spowodować odnowienie się urazu. Jak jednak za chwilę się okaże, Reymanowi ból i stan boiska w niczym nie przeszkadzały.
 
 
Pasiasty nokaut
 
Pierwsza do głosu doszła jednak ekipa gości. Na zakończenie pierwszego kwadransa zgromadzonych na trybunach ok. 4-5 tys. fanów Wisły zasmucił Chruściński, który umieścił piłkę w siatce. Na tę bramkę chwilę później odpowiedział jednak Reyman, którego strzał po dośrodkowaniu Gierasa zatrzymał się co prawda w błocie na linii bramkowej, lecz niefortunnie interweniujący Fryc i Strycharz wpakowali sobie futbolówkę do własnej bramki. Chwilę potem nastąpił najgorszy dla Wisły fragment derbów w historii - zespół Imre Schlossera w ciągu dwunastu minut stracił aż cztery gole! Najpierw celnie główkowali Ciszewski i Chruściński, a potem zdeprymowanego porażką bramkarza Wisły, Tadeusza Łukiewicza, strzałami zza pola karnego pokonali Ciszewski i Kubiński. W relacji „Tygodnika Sportowego” to właśnie golkipera Białej Gwiazdy obciążały dwie ostatnie bramki, przy obu uderzeniach z dystansu futbolówka prześlizgnęła się bowiem po rękach Łukiewicza. Cracovia po wymarzonej pierwszej połowie schodziła do szatni w stanie euforii, a jej kibice zastanawiali się, czy uda się wywieźć z Reymonta wynik dwucyfrowy. Wszystkie inne drużyny poddałyby się - ale nie Wisła, nie z Henrykiem Reymanem w składzie!
 
Słynne przemówienie i… przebudzenie!
 
W szatni Wisły dokonała się przemiana, która pozwoliła na podjęcie walki z rywalem zza miedzy. Rolę trenera przejął właśnie Reyman, który wypowiedział do swoich kolegów z drużyny słowa do dziś znane chyba przez każdego wiślackiego kibica: „Kto z was nie czuje się na siłach, aby w drugiej połowie meczu wydać z siebie wszystkie siły dla zmazania hańby, jaka w tej chwili wisi nad nami - to niech lepiej nie wychodzi na boisko. Nikt nie wymaga od was samych zwycięstw. Czasem i przegrać przychodzi. Ale każdy ma prawo żądać od was ambitnej i nieustępliwej walki. Nie dopuśćcie do tego, aby ludzie uznali was za niegodnych... podania ręki”. Przemowa kapitana wywarła olbrzymie wrażenie na Wiślakach, którzy niczym sępy rzucili się na zbyt pewnych siebie piłkarzy Pasów. Ci drudzy z biegiem czasu zaczęli odstawać kondycyjnie w ciężkich warunkach. Już w 56. minucie dośrodkowanie szalejącego na skrzydle Mieczysława Balcera zamienia na gola nie kto inny, jak Reyman. Zaledwie sześć minut później Balcer po samotnej akcji zdobył bramkę na 3:5. W tym momencie warto zatrzymać się nad sylwetką pomocnika Wisły. Był on bowiem nie tylko piłkarzem, lecz także… mistrzem Polski w dziesięcioboju oraz posiadaczem wielu rekordów Polski w poszczególnych dyscyplinach najbardziej wszechstronnej konkurencji lekkoatletycznej. Do historii w wykonaniu Balcera przeszedł mecz z Czarnymi Lwów z 13 września 1931 roku, kiedy to na trzy godziny po zdobytym nadludzkim wysiłkiem złocie w dziesięcioboju, zawodnik ten pojawił się w składzie Wisły i był autorem decydującego gola. 
 
Zhańbione Pasy
 
Już po dwudziestu dwóch minutach drugiej połowy Biała Gwiazda zbliżyła się do gości na dystans tylko jednej bramki. Po wrzutce Adamka celnie główkował… Henryk Reyman. Grająca jak w transie drużyna z Reymonta w niczym nie przypominała rozbitej w pierwszej połowie ekipy. Świetnie bronił Łukiewicz, doskonale w defensywie spisywali się Kaczor i Markiewicz, na skrzydłach klasą samą dla siebie byli Balcer i Adamek. Nad wszystkimi górował jednak Reyman, który w 79. minucie, w zapadających już ciemnościach, wyrównał stan rywalizacji. To, co po pierwszej części spotkania wydawało się niemożliwe, stało się faktem. Zmrok zasłaniał smutne twarze piłkarzy Cracovii, którzy wypuścili pewne zwycięstwo z rąk. W ostatnich minutach to Wisła stwarzała sobie kolejne szanse i mogła przechylić szalę zwycięstwa na swoją stronę, lecz derby zakończyły się remisem. Doprowadzenie ze stanu 1:5 na 5:5 to jednak coś więcej niż tylko zwycięstwo! „Uratowaliście honor Wisły” - miał powiedzieć po spotkaniu do swoich kolegów Henryk Reyman. Te słowa dobitnie pokazują, jak ważnym pojedynkiem już wtedy były mecze Białej Gwiazdy z Pasami. Ten najbliższy, 192. w historii obu ekip, już jutro. Wszyscy życzymy Wiśle gry takiej, jaką przed 91 laty w drugiej połowie zademonstrowała ówczesna jedenastka z Reymonta. 
 
Wisła Kraków - Cracovia 5:5 (1:5)
0:1 Chruściński 15’
1:1 Reyman 27’
1:2 Ciszewski 31’
1:3 Chruściński 34’
1:4 Ciszewski 37’
1:5 Kubiński 43’
2:5 Reyman 56’
3:5 Balcer 62’
4:5 Reyman 67’
5:5 Reyman 79’
 
Wisła: Łukiewicz - Kaczor, Markiewicz - Wójcik, Gieras, Kotlarczyk - Balcer, Kowalski, Reyman, Czulak, Adamek
 
Cracovia: Szumiec - Gintel, Fryc - Strycharz, Cikowski, Zastawniak, Kubiński, Zasada, Chruściński, Ciszewski, Sperling
 
Sędzia: Zygmunt Rosenfeld z Bielska
 
Widzów: ok. 4-5 tysięcy.
 
Jakub Pobożniak
Biuro Prasowe Wisły Kraków SA


do góry strony