Aktualności
OSTATNIE NEWSY.
Tomasz Kulawik: To jest moja przyszłość
Data publikacji: 28-02-2008 17:28Ten materiał ukazał się w czwartkowym, 51. numerze newslettera Białej Gwiazdy.
Jak zaczęła się Pana przygoda z piłką?
Można powiedzieć, że piłka była w moim życiu od dziecka, gdyż grając na podwórkach czy na boiskach szkolnych miało się cały czas kontakt z piłką. Piłka klubowa zaczęła się, gdy miałem 17 lat. Wtedy trafiłem do klubu z Bukowna, gdzie miałem pierwszy kontakt z treningiem i z trenerem, który ustalał taktykę i podpowiadał. Wtedy zdecydowałem, że będę grał w piłkę, ale było to stosunkowo późno.
W którym momencie zdecydował Pan, że piłka będzie dla Pana czymś więcej niż tylko rozrywką?
To było po maturze, kiedy w juniorach w Bukownie rozegrałem kilka dobrych meczów i zdobyłem tytuł króla strzelców ligi. Mając kilka dobrych ofert podjąłem decyzję, że będę grał w piłkę zawodowo.
Jakie wtedy były Pana piłkarskie marzenia?
Przede wszystkim chciałem dobrze grać w piłkę i utrzymać z tego rodzinę. Wiadomo, że były wtedy ciężkie czasy, nie kręciły się tak duże pieniądze wokół piłki i inaczej to było postrzegane. Wiadomo było, że jest to zawód, który da utrzymanie, ale nie aż taki, żeby były z tego duże profity.
W czasie bogatej kariery uczestniczył Pan w wielu sportowych wydarzeniach. Które z nich najbardziej utkwiło Panu w pamięci?
Myślę, że najbardziej zapadło mi w pamięć spotkanie z papieżem. Gdy byliśmy na obozie, mieliśmy umówioną audiencję i to jest chyba wydarzenie, które utkwi w pamięci i w sercu.
Czy w Pana karierze były momenty, że myślał Pan o tym, by wyjechać zagranicę?
Było tak po dobrej grze w pucharach, gdzie przychodził nawet trener Smuda i mówił, że są propozycje z zagranicy, ale ja się wtedy dopiero rozwijałem, rozkręcałem. Fakt, że to „już” było kiedy miałem 28 lat, bo wcześniej powiedziałem, że nie interesuje mnie zagranica. Mówiłem, że lepiej jest grać tutaj dalej i zakończyć karierę. Myślę, że dobrze wybrałem i nie żałuję.
Po zakończeniu piłkarskiej kariery został Pan trenerem. Przygotowywał się Pan wcześniej do tej roli?
Zamierzenia były takie, żeby być trenerem, a kwestia gdzie, to już zupełnie co innego. Prawda jest taka, że zaczynałem jako trener – zawodnik i jako trener w Bukownie. Dopiero mniej więcej po półtora roku pracy w IV lidze trafiłem do Wisły. Wiadomo jest, że grając przez ponad jedenaście lat w Wiśle, chciałem być trenerem w Wiśle i to nie podlega żadnej dyskusji.
Miał Pan również epizod jako trener pierwszej drużyny. Łatwiej było grać z zawodnikami, czy ich trenować?
Zawsze jest łatwiej być piłkarzem, bo odpowiada się tylko za swoją formę. Jak są jakieś błędy, to ty – pojedyncza osoba odpowiadasz za to, bo wiesz, co źle zrobiłeś. Jako trener odpowiada się za 25 osób i to ich przygotowuje się do zawodów. Teraz jest taka kwestia, że każdy organizm jest inny, każdy człowiek jest inny i każdy inaczej podchodzi do pewnych problemów. I teraz zrobić z tego drużynę – tu jest największy problem, dlatego łatwiej było być piłkarzem niż trenerem.
Wraz z trenerem Moskalem był Pan trenerem pierwszej drużyny. Jakie były wtedy Pana relacje z piłkarzami i z trenerem Moskalem?
Uważam, że kontakty między nami były bardzo dobre. To nie było tak, że zawodnicy odbierali nas jakby się nas bali, albo że za bardzo się spoufalali. To co mieli do zrobienia, to zrobili i było to na stopie takiej, że oni też nam pomagali w tej pracy, bo wtedy łatwiejsza jest rozmowa i rozwiązywanie problemów. Uważam, że to była dobra współpraca.
Czego nauczył się Pan od trenerów, będąc ich asystentem?
Powiem, że wiele nauczyłem się od każdego trenera będąc nawet zawodnikiem. Podglądało się, jaki trener ma warsztat, co preferuje. Człowiek zawsze się uczy i od każdego można coś wyciągnąć. Myślę, że każdy z nich dołożył mi coś do mojej pracy.
Czy tą zdobytą wiedzę da się wykorzystać trenując Młodą Wisłę Kraków?
Da się, tylko to wszystko idzie do przodu. Sama piłka, jak i to, co dzieje się wokół piłki ciągle się zmienia. Wszystko idzie z dnia na dzień coraz szybszym tempem i tylko trzeba umieć to wykorzystać. Prawda po części jest i taka, że zawodnicy już ponad sto lat grają w piłkę i teraz jakby nie patrzeć, co by nie wymyślać, to ludzie już to dawno zrobili. To jest tylko kwestia tego, żeby umieć wykorzystać te ćwiczenia i zajęcia, żeby tej drużynie, którą się prowadzi dało dużo dobrego, a nie skrzywdziło jej.
A jak według Pana wygląda podejście młodych zawodników do treningów i kariery na przestrzeni ostatnich lat?
Teraz to już jest chyba pójście w kierunku, że zagrałem jeden dobry mecz i „mnie się należy”, „ja muszę być ustawiony na całe życie”. To jest najgorsze. Nie dba się o takie drobne rzeczy jak technika. Uważam, że jednak wcześniej zawodnicy byli lepiej przygotowani technicznie aniżeli piłkarze, którzy dzisiaj przychodzą do pierwszej bądź drugiej ligi.
Za nami pierwsza runda w Młodej Ekstraklasie. Jak podoba się Panu idea stworzenia takich rozgrywek?
Bardzo mi się podoba, bo jednak jest to wysoki poziom rozgrywek. W każdej drużynie grał zawodnik, który zaistniał w pierwszej lidze i można powiedzieć, że oglądając go i mając jako przeciwnika, czy nawet jako partnera – bo w Wiśle też grało paru takich zawodników, którzy już w lidze grali – można dużo zobaczyć. Można zobaczyć zachowanie, poruszanie się po boisku tego gracza, jak przygotowuje się do meczu, czy jest skoncentrowany, czy nie. I taką wiedzę, taką lekcję ci młodzi zawodnicy też muszą dostać.
Dalsza część rozmowy zostanie opublikowana na www.wisla.krakow.pl
Katarzyna Jeleń, Marta Strączek
Współpracował Michał Pudlik
Biuro Prasowe Wisła Kraków SA