Strona główna » Aktualności » Rok 2007 Waszym zdaniem

Rok 2007 Waszym zdaniem

Data publikacji: 05-01-2008 23:13



Co było najważniejsze w 2007 roku według naszych czytelników? Zatrudnienie trenera Skorży, zwycięstwo w Chicago Trophy, jesienna wygrana z Legią i fantastyczna postawa kibiców wiosną. Te wydarzenia wybieraliście najczęściej. Poniżej prezentujemy te prace, które spodobały nam się najbardziej.

Był to 13 czerwiec 2007 roku. Kończący się rok szkolny w pierwszej klasie liceum przyćmiewał nieco niepowodzenia, jakie w nim mnie napotkały. Dzień jak każdy inny w tygodniu, kiedy ma się lekcje - monotonny. Siedem godzin spędzonych w szkole wystarczyło na zniechęcenie mnie do dalszego aktywnego uczestniczenia w tym dniu. Jadąc tramwajem zastanawiałem się, czy przypadkiem nie będzie on wyglądał nieco inaczej, wyglądało to tak, jakbym podświadomie coś przeczuwał. Z ciężkim plecakiem przekraczam próg domu, zrzucam go aby oddać się wypoczynkowi. Włączam komputer, tradycyjnie pierwszym w kolejności jest zapoznanie się z wiadomościami sportowymi. Jeszcze tylko telefon do dziewczyny, że będę dziś o 20:00. Wybrałem numer, w tym samym momencie otworzyła się strona internetowego portalu Onet.pl. Popatrzyłem... Anuluj połączcie! Jest ważna informacja! Maciej Skorża został szkoleniowcem Wisły Kraków! Nie uwierzyłem, postanowiłem więc najpierw zaznajomić się z bardziej wiarygodnym źródłem- oficjalnym serwisem naszego klubu. To prawda! Mamy nowego trenera! "Ale zaraz zaraz... czy on jest tym odpowiednim? Czy on jest na tyle doświadczony, aby poprowadzić klub z tak dużymi tradycjami? W dodatku mój ukochany klub?" - wiele myśli przesunęło się mi przez głowę. Wówczas tylko jedna rzecz była dla mnie oczywista- jak będzie, czas pokaże. Temu człowiekowi trzeba zaufać...
...dziś jest 3 stycznia 2008 roku. Wisła piastuje pierwszą lokatę w Orange Ekstraklasie. Piastuje ją niepodzielnie od bardzo długiego czasu. Radość, jaka jest z tego, wzmacnia we mnie dumę bycia Wiślakiem. Ta duma jest olbrzymia. W sercu Biała Gwiazda i na dobre i na złe. Kiedy między meczami ligowymi rozgrywanymi przy ul. Reymonta jest pewien odstęp czasowy, ja tęsknię. Tęsknię za Wisłą, jak za moją dziewczyną kiedy tylko od niej wyjdę... A Maciej Skorża? Tak, to on. To ten właściwy. Panie Macieju i cała drużyno- DZIĘKUJĘ!


Mijający rok był rokiem kontrastów. Najpierw słaba postawa Wiślaków i sięgnięcie piłkarskiego piekła. Chyba dobrze się stało, że w ciągu jednego sezonu spadliśmy aż tak nisko, bo od dna najłatwiej się odbić. A tą ważną chwilą było przyjście trenera Skorży, który poukładał drużynę i stworzył z niej monolit, jedno ciało, składające się z wielu, świetnie ze sobą współpracujących elementów. Choć kibice powtarzali: "Czy wygrywasz, czy nie, zawsze ja kocham Cię,W sercu moim Wisła i na dobre, i na złe", to wszyscy mieli już dość przede wszystkim niemocy strzelania goli. Pierwszym widocznym dla kibiców, sygnałem zmian było Chicago Trophy i przede wszystkim pokonanie FC Sevilli. Potem liga poszła jak z płatka. I wydaje się, że była to jedna z najlepszych rund w historii polskiej piłki...Uważam także, że Marek Zieńczuk swoją wspaniałą dyspozycję zawdzięcza panu Skorży. Tak więc najważniejsze wydarzenia minionego roku?
1) sięgnięcie ligowego dna i najgorsze miejsce w tabeli od 10 lat
2) pan Maciej Skorża trenerem Wisełki
3) Wisła ligowym Mistrzem Jesieni. Tendencja wyraźnie rosnąca... Oby tak dalej :)


Gdy A.D. 2007 zmierzał ku końcowi, próbowałam ocenić, zapewne jak większość kibiców Wisły, czy był to dobry wiślacki rok. Niełatwo było stwierdzić jednoznacznie, czy możemy być z niego zadowoleni, biorąc pod uwagę wyraźny kontrast pomiędzy jego pierwszą a drugą połową, czyli rundą wiosenną sezonu 2006/2007 a rundą jesienną sezonu trwającego. Bez wątpienia ubiegły rok przysporzył nam wielu skrajnych emocji. Moja wiślacka natura zmusza mnie jednak do pozytywnej oceny 2007go roku, zwłaszcza, kiedy powtarzam sobie wprawdzie pospolite, lecz sprawdzone powiedzenia: wszystko dobre, co się dobrze kończy i nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło.
Na pierwszy plan wysuwam więc sukcesy "Białej Gwiazdy" w ostatnim półroczu - chwile, które dzięki drużynie Wisełki my fani prosimy, aby trwały. Nie dokonam odkrycia, jeśli stwierdzę, że momentem, od którego wszystko zaczęło iść ku lepszemu, było objęcie funkcji trenera przez Macieja Skorżę. Każdy z nas miał zapewne obawy, co do przyszłości Wisły, mając świeżo w pamięci ósme miejsce na mecie sezonu 2006/2007 i liczne głosy, twierdzące, że Wisła Kraków może na długo stoczyć się w ligową przeciętność. Ale dla każdego prawdziwego kibica "Białej Gwiazdy", taki scenariusz był nie do przyjęcia. Tu warto zauważyć, że każdy, kto był świadkiem wiernej postawy wiślackich kibiców wiosną 2007 przyzna, iż o odwróceniu się od drużyny i zwątpieniu w nią nie mogło być mowy. Przecież jesteśmy od tego, aby wierzyć, że "po burzy Słońce wychodzi zza chmur", jak mówi jedna z naszych stadionowych piosenek.
W roku 2007 mogliśmy na szczęście zaprezentować nie tylko wierność po porażkach i remisach, ale i dumę po zwycięstwach. Gdybym miała wskazać moment, od którego zaczęłam nabierać przekonania, że "Biała Gwiazda" znów będzie osiągać sukcesy, wybrałabym zwycięstwo w turnieju Chicago Trophy. Pamiętam, jak w środku nocy oglądałam w telewizji jak nasz kapitan podnosi puchar po zwycięskim meczu z Sevillą. Byłam wtedy przekonana, że powróci wielka Wisła. Później było już tylko lepiej - zwycięstwo goniło zwycięstwo, przewaga punktowa nad najgroźniejszymi rywalami wzrastała, Wiślacy znów stali się drużyną, a ekstraklasa patrzyła na to oniemiała. Ci, którzy skreślali "Białą Gwiazdę" po zakończeniu poprzedniego sezonu, dziś upatrują w niej jedyną nadzieję polskiej piłki klubowej. Cóż mogę jeszcze dodać? Przecież każdy z nas doskonale pamięta jakiego wyrazu nabierała pieśń "Wisła to jest potęga", śpiewana przez kilkanaście tysięcy dumnych gardeł, gdy nasza drużyna z większą lub mniejszą łatwością rozprawiała się z rywalami przy Reymonta, a na wyjazdach również nie dawała przeciwnikom szans na marny punkt. W tej sytuacji może się nawet wydawać, że trener Skorża w okresie przygotowawczym posłużył się czarodziejską różdżką i rzucony czar wciąż trwa.
Tak znienawidzona przez nas runda wiosenna 2007go roku niech pozostanie jednak przestrogą. Ale ponieważ "żadna noc nie może być aż tak czarna, żeby nigdzie nie można było odszukać choć jednej gwiazdy", warto przypomnieć sobie piękny kwietniowy wieczór i pewne zwycięstwo nad rywalką ze stolicy. Żeby nasze spojrzenie na wiosnę 2007 było jeszcze bardziej przychylne, trzeba pomyśleć, że gdyby nie była ona tak nieudana, być może nie potrafilibyśmy docenić wspaniałej jesieni, w której byliśmy przez Wisełkę tak rozpieszczani. Na zakończenie warto wspomnieć o wiślackiej młodzieży, która zmierza po mistrzostwo Młodej Ekstraklasy, najwyraźniej biorąc dobry przykład ze starszych kolegów Wiślaków, z których możemy być dumni. Oby 2008 rok był dla "Białej Gwiazdy" co najmniej tak szczęśliwy jak jesień 2007 i abyśmy po jego zakończeniu mogli bez zastanowienia powiedzieć: to był wspaniały wiślacki rok.



Dwa tysiące siódmy dla Wisełki nie był nudny!!!
Dwa tysiące sześć na siedem - tamten okres był dość trudny.
Przebłyski dobrej piłki, jak choćby w meczu z Legią,
Ogólnie słabe mecze, lecz nadzieje nie polegną.
Wiara mocna w sercach drzemie,
Być znów mistrzem jest marzeniem.
Sezon Wisły był tragedią,
Ósme miejsce jest komedią.
Dolha pragnął zarabiania,
Więc pojechał do Poznania.
Na sezon kolejny Maciek Skorża zatrudniony,
Jego pracą każdy teraz zachwycony!
A dlaczego? Już tłumaczę:
W Wiśle grali nowi gracze,
Nowy trener coś pozmieniał,
Nikt go wcześniej nie doceniał.
Już w Borussi Błaszczykowski,
W jego miejsce jest Kosowski.
Piękna piłka, mistrz jesieni,
Nic na wiosnę się nie zmieni!
Kończę już ten wierszyk słaby,
Ale życzę Wiśle aby:
Była mistrzem jak przed laty,
Żeby dała wszystkim baty,
Żeby grała jak przystało,
I by było smutków mało!



Dla mnie najważniejsze wydarzenie to dzień 28 października: mecz z Legią Warszawa. Na ten mecz czekałem od dawna, emocje rosły z każdym dniem, z każda godziną, która przybliżała do meczu. Nasz FC chciał jechać w bardzo dużej liczbie, niestety biletów dostaliśmy dużo mniej. Ustaliliśmy, że jada tylko Ci, co byli najczęściej na meczach w tym sezonie. Gdy w końcu nadeszła niedziela 28-ego października, od samego rana mnie nosiło, nie mogłem usiedzieć na miejscu, tak bardzo chciałem żeby była już godzina 20.00 . W końcu nie wytrzymałem - już o 14 pojechaliśmy do Krakowa. W oczekiwaniu na mecz siedzieliśmy w barze ;) . Gdy tylko otwarli bramy, od razu wszedłem na sektor. Wchodząc zauważyłem, jak powstaje oprawa. Już wtedy wiedziałem, że będzie to piękny mecz. Atmosfera tego spotkania była niesamowita. Gdy wyszli piłkarze, gdy cały stadion śpiewał hymn Wisełki, gdy zobaczyłem oprawę pomyślałem, ze dla takich chwil warto żyć... no i oczywiście zwycięstwo też było ważne ;)



Jeżeli wiosna to pora, kiedy wszystko budzi się do życia, a świat staje się bardziej kolorowy i piękniejszy, to do nas przyszła dość późno bo… jesienią. Nie da się ukryć, że rok 2007 w naszym Klubie miał dwa oblicza. Zastanawiałam się, czy jest coś, co je łączy. I znalazłam taką rzecz. Emocje, jakie dostarcza kibicowanie, są często olbrzymie. Ich widzialnym znakiem są zazwyczaj łzy. Z racji tego, że tylko chłopaki nie płaczą, zdarzało mi się uronić ich kilka podczas wiosennych meczów. Z czego one mogły wynikać? Z bezsilności, złości, smutku…  Najbardziej gorzki smak miały pamiętnego dnia, gdy Wisła rozgrywała mecz z Groclinem Dyskobolią. Porażka 0:4 na Reymonta nie zdarza się często. W konsekwencji 8. miejsce na koniec poprzedniego sezonu... Mogło być gorzej? Koszulka z napisem „Wierność” wisząca nad moim łóżkiem przypominała mi, że nieważne jak jest, nieważne co się wydarzy, ty musisz być z Wisłą. Słońce w końcu wyjdzie zza chmur i znów zaświeci nad Krakowem.
Po fali krytyki, jaka spadła na nasz Klub, przyszła jesień… Na zewnątrz szaro, brzydko, coraz zimniej, a na Reymonta rodzi się drużyna, która od pierwszego meczu pokazuje, że żądania kibiców „W każdym meczu o mistrzostwo” będzie realizować z nawiązką. Wygrana w  Chicago Trophy, zwycięstwa nad Koroną, Lechem, Legią… Polonią, Jagiellonią, Cracovią… (można tak jeszcze długo wymieniać) spowodowały, że znów każdy przeciwnik prosi o najmniejszy wymiar kary… Ponadto otwarcie nowej trybuny, fantastyczna frekwencja na meczach, forma Marka Zieńczuka, aż wreszcie Maciej Skorża na ławce. Być częścią najlepszej jesieni w historii Białej Gwiazdy to zaszczyt… I znowu łzy, i znowu płacz, ale tym razem ze szczęścia, z dumy, z wdzięczności…
Jeśli miałabym wybrać jedno wydarzenie, które zapamiętam do końca życia, to na pewno będzie to mecz z Zagłębiem Lubin (9.12). Wszystko zaczęło się zgodnie z planem. Bramka Pawła Brożka utwierdziła wszystkich, że będzie lekko, łatwo i przyjemnie, że kolejne gole to tylko kwestia czasu. A tu niespodzianka i wyrównanie. Na trybunach otrząsnęliśmy się szybko. Na boisku trwało to trochę dłużej… „Tylko Wisełka, nasza Wisełka” niosło się po Krakowie. Pamiętam, była 88. minuta. Pomyślałam: „No trudno, 8 punktów przewagi nad Legią, to też dużo”. Tak, zwątpiłam przez chwilę. Teraz się tego wstydzę. Ale gdy sędzia doliczył 4 minuty, wiara odżyła. Przecież to sporo czasu. 91 minuta. Wolny dla nas. Kamil Kosowski dośrodkowuje w pole karne, a tam nie kto inny, tylko Marek Zieńczuk. Piłka w bramce. Od tamtej minuty do końca meczu już nie wiem co się działo. Euforia, radość, emocje nie do opisania. Nigdy wcześniej zwycięstwo nie smakowało tak, jak tamtego wieczora. Bo przecież jesteśmy najlepsi. Jesteście najlepsi. Dla takich chwil się żyje. Już nigdy nie zwątpię.



W minionym 2007 roku największe wzruszenie wzbudził we mnie mecz z końca lipca na turnieju w Chicago. Pojedynek z Sevillą, dwukrotnym zdobywcą Pucharu UEFA. Mecz rozgrywany o 1.00 w nocy. Mimo tak późnej pory i zmęczenia warto było czekać i zobaczyć piłkarzy Białej Gwiazdy w walce u Chciago Trophy. Tylko zwycięstwo dawało nam ten puchar. Wierzyłem od początku w zwycięstwo. I już na samym początku Wiślacy stanęli przed znakomita okazją do zdobycia pierwszej bramki, ale nie udało się. Potem kolejne okazje ..strzały na bramkę rywali, ale wciąż 0-0. I kiedy w 61 minucie Andrzej Niedzielan zdobył bramkę, wybuchła ogromna radość. Cieszyłem się, jakby Wiślacy awansowali do Ligi Mistrzów, a to był tylko mecz towarzyski. Jednak każdy mecz rozgrywany przez Wisłę wzbudza we mnie emocje. A ten był szczególny, ponieważ: po pierwsze udowodniliśmy tym, którzy nas krytykowali, że ten wyjazd nie był taki bez sensu  po drugie udowodniliśmy, że nieprzypadkowo na jubileusz 100-lecia pokonaliśmy Sevillę, a po trzecie po tym meczu uwierzyłem, że Wisełka znowu powróci na tron mistrzowski w lidze i tak się stanie!!

Autorzy powyższych prac są jednocześnie zwycięzcami naszego konkursu. Skontaktujemy się z Wami poprzez maila lub gadu gadu, żeby ustalić, jak możecie odebrać Wasze nagrody.

Biuro Prasowe Wisła Kraków SA



do góry strony