Strona główna » Aktualności » Paweł Kryszałowicz: Sentymentalne spotkanie

Paweł Kryszałowicz: Sentymentalne spotkanie

Data publikacji: 27-04-2006 20:12



Napastnik Wisły Paweł Kryszałowicz, były zawodnik Amiki Wronki - klubu, który już niebawem może zniknąć z I - ligowej mapy Polski - mówi o spotkaniu Białej Gwiazdy z "kuchennymi", które dla niego będzie bardzo wyjątkowe.

- Wronki to mój drugi dom. Grałem w Amice 8 lat, teraz pierwszy i ostatni raz zagram przeciwko byłemu klubowi. Będzie to dla mnie  sentymentalne spotkanie - byłego gracza tego klubu.

Paweł z nostalgią wspomina lata spędzone we Wronkach podkreślając pozytywna rolę, jaką odegrała Amica w polskiej piłce:

- Szkoda, że Amica zniknie z mapy piłkarskiej ekstraklasy. Miasteczko może małe, ale baza świetna. Działacze jednak zdecydowali, że gdzie indziej chcą inwestować pieniądze. Amica osiągnęła coś w polskiej lidze. Narozrabiała pozytywnie na krajowym podwórku, a w europejskich pucharach też grała. 

Wspomnienia wspomnieniami, ale życie toczy się dalej. Przegrana w Kielcach postawiła naszą drużynę w trudnej sytuacji, ale „Kryszał” dobrze pamięta mecz 11 lat, gdy do 87 minuty pojedynku z Widzewem Legia prowadziła 2:0, by przegrać 2:3 i oddać koronę mistrzowską, którą wielu już jej założyło przed pierwszym gwizdkiem sędziego:

- O meczu w Kielcach już zapomnieliśmy, ale mamy świadomość, że coś nam ucieka... Są jeszcze 4 mecze, więc może się zdarzy cud na Wiśle. Legia już kiedyś przegrała mistrzostwo z Widzewem w 3 minuty, więc walczymy do końca.

Paweł mocno stąpa po ziemi i wie, że dogonienie Legii może być także niemożliwe. Zdroworozsądkowe podejście przejawia się w ocenie wydarzeń z wiosny 2006 i przyznaniu się do popełnionych błędów:

- Mistrzostwo Legii, jeśli je zdobędzie, będzie bardzo szczęśliwe. Zazwyczaj było tak, że my przegrywaliśmy jedną bramką, a Legia jedną wygrywała, w dodatku był to gol z końcówki meczu. Nie zmienia to jednak faktu, że o tym, iż teraz mamy do nich stratę 7 punktów „zawdzięczamy” naszym porażkom w Kielcach i Poznaniu. Ani Korona, ani tym bardziej Lech nie były lepsze od nas, więc sami jesteśmy sobie winni. Piłka jest jedną z nielicznych dyscyplin, w której lepszy może przegrać. W koszykówce tak by nie było. Trzeba się uderzyć w piersi i powiedzieć: to my byliśmy nieskuteczni, a nie Legia była fenomenalna.

Wariant pesymistyczny to zwycięstwa Legii. „Kryszałowi” marzy się jednak inny scenariusz wydarzeń, który miałby swoją kulminację 13 maja na Łazienkowskiej:

- Dwa remisy Legii, przy naszych zwycięstwach sprawiłyby, że 13 maja byłby mecz o wszystko. 9 kolejnych zwycięstw lidera nie nastraja może optymistycznie, ale nadzieja umiera ostatnia.

Grisza
Biuro Prasowe Wisła Kraków SSA



do góry strony