Strona główna » Aktualności » "Ochroniarz" trenera część 2

"Ochroniarz" trenera część 2

Data publikacji: 24-08-2007 11:30



Zapraszamy na drugą część rozmowy z drugim trenerem Wisły, Andrzejem Blachą. Tym razem o dyscyplinie w drużynie i o tym, jak człowiek mieszkający wcześniej w Warszawie radzi sobie teraz w Krakowie.

Tu można przeczytać pierwszą część rozmowy
Kto jest Pana wzorem trenera?
Jest mnóstwo takich trenerów. Ja mogę powiedzieć, że mam taki klub, na którym się opieram. Jest to Valencia. Na niej opierałem swoją grę wcześniej – w Hutniku i Zniczu Pruszków. Jest to najlepsza drużyna w Hiszpanii grająca taktycznie – tak to odbieram. Real i Barcelona bazują bardziej na indywidualnościach. Teraz dochodzi jeszcze Sevilla, gdzie widać, że trener Ramos potrafi ustawić drużynę bardzo dobrze. Gdyby było mi dane być na stażu w Valencii, to bardzo chętnie. Oczywiście, myślę o tym.

Czy korzysta Pan z polskiej myśli szkoleniowej?
Oczywiście, korzystam z polskiej myśli szkoleniowej, bo byłem na niej wychowany. Teraz odbiera się to w ten sposób, że starzy trenerzy, stara szkoła jest zła. Trzeba wyciągać odpowiednie wnioski, czerpać dobre z tego, co było, a równocześnie być na bieżąco, przyglądać się, co jest na topie na zachodzie. Na AWFie moimi przełożonymi byli trenerzy Kapera, Masztaler, którzy w przeróżnych grupach wiekowych zdobywali mistrzostwa. Od nich też się uczyłem. Oczywiście, ja mam swoje spojrzenie na to – coś mi się podobało, coś nie. Umiejętnością trenera jest to, żeby wyciągać odpowiednie wnioski.

Wam w Wiśle chyba udaje się wyciągać dobre wnioski, bo wygląda na to, że w krótkim czasie dużo zmieniliście na lepsze. Co jeszcze wymaga zmian?
Zawsze jest dużo do zmiany. My przecież możemy czegoś nie dostrzegać, a i tak widzimy mnóstwo rzeczy, których tej drużynie brakuje. Oprócz meczu, treningu, chcemy też zmieniać klub, jego organizację, żeby wszystko było łatwiejsze. Chcielibyśmy, żeby wszystko było zapięte na ostatni guzik, żeby był jasny podział. Klub to nie tylko mecz, boisko. Dookoła jest mnóstwo innych rzeczy i to wszystko się zazębia.
My weszliśmy do drużyny, która była rozbita po zajęciu ósmego miejsca w tabeli. Tu były same indywidualności, to nie była drużyna. Bardzo się zdziwiłem tym, gdy tu przyszedłem. Trzeba jeszcze sporo pracy włożyć, żebyśmy mogli walczyć o wspólny cel - Mistrzostwo Polski i ten wyższy cel, jakim jest Liga Mistrzów. Oczywiście, nie ma nic od razu. Po miesiącu przygotowań nie można zrobić wszystkiego.

Jak się wam udało z tych indywidualności na nowo stworzyć zespół?
Przede wszystkim trzeba pochwalić zawodników, bo to oni pokazali nam, że chcą pracować. Pokazali, że nie są wypaleni, chcą wygrywać mecze, osiągać wyniki. To dzięki nim wszystko się tak dzieje. My staramy się im pomagać. W drużynie jest dyscyplina. Kiedy jest czas, to się śmiejemy, ale wszyscy wiemy, kiedy nadchodzi moment na to, że trzeba pracować. Ta dyscyplina przekłada się na mecz, na realizowanie założeń taktycznych. Oczywiście wyniki też bardzo dużo robią. Zawodnicy maja przed sobą młodych trenerów, ale tu nie jest tak, że oni się zastanawiają, co taki trener może go nauczyć. Autorytetu nie wyrabia się z wiekiem, tylko tym, co się robi. Trener, żeby był dobry, nie musi mieć 50 lat. Najgorsze jest to, co mnie bardzo denerwuje - zazdrość. W moim przypadku słyszę na przykład – co on tu robi, taki młody. W Groclinie był, teraz tu, a dopiero ma 32 lata. Ludzie, a tym bardziej starsi trenerzy, zazdroszczą, bo im się nie udało osiągnąć tego przez lata.

Mówił Pan o tej maszynie, jaką stanowi drużyna. A jakie są dokładnie Pana obowiązki, czego od Pana wymaga trener Skorża?
Wszystkiego. Jestem dyspozycyjny dla trenera Skorży przez 24 godziny. Jest prośba, żebym zrobił trening, robię trening, żebym zrobił rozgrzewkę, robię rozgrzewkę, żebym zaproponował taktykę, przygotowuję taktykę, daję wskazówki, jak ja bym to zrobił, bo teraz jeździmy na mecze przeciwników. Trener Skorża chce, żeby wszystko było profesjonalnie przygotowane i Wisła nam to umożliwia. To jest ekstra.
Jestem więc człowiekiem od wszystkiego. Drugi trener to taka osoba od czarnej roboty. No i jeszcze jedno – trener wymaga ode mnie lojalności. A ja taki jestem.

Mówi się, że to właśnie Pan jest odpowiedzialny za dyscyplinę w drużynie, o której Pan wspominał.
Dlaczego? Bo jestem łysy, wysoki i sto kilo ważę? Po raz kolejny spotykam się z taką informacją. Tak samo było w Groclinie – w żartach mówiono trenerowi Skorży, że wziął sobie ochroniarza. W Chicago kibice krzyczeli, że mamy chuligana w kadrze. Cały sztab odpowiada za dyscyplinę. Ja owszem, potrafię krzyknąć, ale chodzi o to, żeby naprowadzić kogoś rozmową.

Potrzebne są takie rozmowy?
Nie, nie są potrzebne. Czasami wystarczy spojrzeć, jak ktoś się zagalopował i zawodnicy już wiedzą, o co chodzi. To jest przecież dla wspólnego dobra. To nie chodzi o to, żeby wprowadzać terror, sztuczną dyscyplinę, bo to jest złe. Zawodnicy sami wiedzą, że muszą się kontrolować, tak samo my. Jest regulamin, który ustaliliśmy sobie w szatni i każdy musi go przestrzegać.

Jak osoba wcześniej związana z Warszawą znajduje się w Krakowie?
No właśnie nie wiem, jak to jest możliwe. Wcześniej było tak, że to było nie do pomyślenia, żeby do Krakowa przyjechała osoba związana z Warszawą. Myślę, że kibice muszą zrozumieć takie sytuacje. Rozmawiałem tutaj z zawodnikami i część z nich mówi, że nigdy nie przeszłaby do Legii. Ja tego nie rozumiem. Ja się utożsamiam z klubem, do którego teraz należę i to nie jest sztuczne. Kibice jednak muszą zrozumieć, że my tak pracujemy. Za chwilę Wisła, którą kochamy, nas zwolni i co wtedy mamy zrobić? Obrazić się? Trener prowadzi taki koczowniczy tryb życia – pracuje tam, gdzie go chcą. My robimy wszystko dla tego klubu jak najlepiej, chcemy być wobec niego lojalni, żyć w zgodzie z kibicami. Tak samo piłkarze. To jednak nie pomaga, gdy kibice mówią o "zdradzie" – tak nie powinno być.

Na ile trener poznał Kraków?
Dwa , trzy razy byłem na Rynku, ale tylko na chwilę. Jeszcze nic nie zwiedzałem, bo te wyjścia były wieczorem. Niestety, nie mam czasu. Był problem z mieszkaniem, teraz już został on rozwiązany. Gdy mieszkałem w hotelu było jeszcze trudniej się gdzieś wyrwać. Teraz będziemy mieli coraz więcej czasu – okres przygotowawczy za nami, więc już niedługo będę zwiedzał Kraków.

A zna trener jakieś Wiślackie przyśpiewki?
"Jak długo na Wawelu"! Hymn jest piękny. Zawsze gdy go słyszę, to normalnie dreszcze przechodzą. To jest piękne, gdy kibice kibicują do końca, na dobre i na złe, cokolwiek się dzieje.

Czy kibice rzeczywiście pomagają na boisku?
Oczywiście, że tak. Oni są naprawdę tym dwunastym zawodnikiem. W Grodzisku na przykład lubiliśmy jechać na mecze, gdzie była atmosfera, gdzie było więcej kibiców. Nawet nie chodziło o to, żeby nas dopingować. Tej drużynie po prostu udzielała się atmosfera. Niestety, Grodzisk jest małym miasteczkiem i kibiców nie było tylu, co w Krakowie. Doping jednak był.
Uważam, że w Krakowie, mieście, które ma prawie milion mieszkańców, i tak za mało ludzi przychodzi na mecze. Może chodzi tu o brak miejsc. Mam nadzieję, że jak oddadzą kolejną trybunę, to nadal będzie komplet i jeszcze będą kolejki stały po bilety, których już nie będzie.

Na koniec chcieliśmy zadać takie przyjemne pytanie: gdyby trener prowadził zespół, który grałby w Lidze Mistrzów i równocześnie pojawiłaby się propozycja poprowadzenia polsiej reprezentacji, to co by Pan wybrał?
Bardzo ciężkie pytanie. Oby tak było! Myślę, że jakieś rozwiązanie bym znalazł. Dogadałbym się albo ze związkiem, albo z klubem. Na pewno byłoby mnóstwo rozwiązać i na pewno bym sobie poradził.

Dziękujemy za rozmowę.
Dziękuję.

Rozmawiali cypisek i Marcin Górski
Biuro Prasowe Wisła Kraków SSA



do góry strony