Aktualności
OSTATNIE NEWSY.
Mundial - frajda dla kibiców
Data publikacji: 08-06-2006 12:57Piłkarze Wisły, którzy grali w Mistrzostwach Świata w 1974 roku, a także 4 i 8 lat później mogą bez problemu stwierdzić, że mundial był dla nich najważniejszym punktem w karierze. A czy Pan też, mimo tego, że 4 lata temu nie odnieśliście sukcesu, może powiedzieć, że Mistrzostwa Świata były takim najważniejszym punktem w Pana karierze?
Punktem to może nie, ale wydarzeniem na pewno. Dla mnie Mistrzostwa nie były jakimś punktem zwrotnym w karierze, wiele się po nich nie zmieniło. Natomiast same mecze bardzo się przeżywało, to jest coś, o czym się pamięta. Ranga tego wydarzenia powodowała, że mecz, w którym wystąpiłem, był najbardziej spektakularnym w mojej karierze.
Kiedy się Pan dowiedział, że będzie szansa pokazać się na Mistrzostwach, zagrać w tym jednym meczu?
Dzień przed meczem trener podał skład i wtedy było wiadomo, że zagram.
Wtedy chyba pojawiły się inne emocje niż te towarzyszące obserwowaniu spotkania z ławki?
Na pewno. Emocje i stres były większe. Choć to był mecz o nic, to przecież były to Mistrzostwa Świata. Każdy z nas zdawał sobie sprawę, że ten mecz będzie określał kształt reprezentacji po mistrzostwach.
Jakie wspomnienia z tego meczu z USA Pan zachował?
O takim meczu myśli się już od rana. Zaraz jak wstałem to pojawiła się niekończąca się myśl, jak to będzie. Gdy przyjechaliśmy na stadion, to napięcie zaczęło opadać. Potem pamiętam, był taki zwyczaj na mistrzostwach, że tuż przed meczem wychodzą z szatni wszyscy: trenerzy, masażyści, rezerwowi i zostaje tylko pierwsza jedenastka. Było więc na odwrót, niż na przykład w spotkaniach ligowyoch, gdzie to jedenastka wychodzi pierwsza. Gdy tak zostaliśmy w tej szatni to pomyślałem sobie, że fajnie jest zagrać na Mistrzostwach. Później miałem problem z sędzią, bo kazał mi ściągać wszystko z szyi. Na szczęście udało mi się coś przemycić.
Sam mecz – wygraliśmy i z tego się cieszyłem. W drugiej połowie wybroniłem jakąś sytuację, którą potem nasza telewizja wybrała na interwencję dnia. Po samym meczu też był bardzo przyjemny moment, gdy dziękowaliśmy naszymi kibicom, których było bardzo dużo, rzucaliśmy im koszulki. To był fajny dzień, jeśli chodzi o moja karierę sportową, to na pewno jeden z najprzyjemniejszych dni w życiu.
Jaka jest różnica między spotkaniem Mistrzostw Świata, a takim „zwykłym” meczem?
Mundial jest trochę przereklamowany w sensie uczestnictwa w nim. My tak naprawdę oprócz tego, że sami uświadamialiśmy sobie, że gramy mecz Mistrzostw Świata, to byliśmy zamknięci w ośrodku. Mundial najwięcej radości i przyjemności przynosi kibicom. My przez 3 tygodnie zostaliśmy zamknięci w ośrodku, z którego praktycznie w ogóle nie wychodziliśmy. Raz czy dwa byliśmy na zewnątrz, a tak to treningi, omawianie taktyki naszej i przeciwników, posiłki. Mieliśmy taki przysłowiowy dzień świstaka, codziennie robiliśmy to samo. Być może to po części wpłynęło na nasze znużenie.
Mistrzostwa widzieliśmy jadąc dzień przed meczem na stadion, żeby odbyć na nim trening, wtedy się czuło, że jest się na Mistrzostwach. Zaraz po meczu jednak wracaliśmy do naszego ośrodka, gdzie byliśmy strzeżeni przez wojsko i policję.
Fajnie jest widzieć to wszystko, gdy się jedzie na stadion: tych kibiców, ten koloryt, te wspaniałe stadiony, to jest na pewno niezapomniane przeżycie i to są prawdziwe Mistrzostwa. Jeśli jednak chodzi o samo przeżywanie zawodników, to tylko mecz urasta do rangi ważnego wydarzenia. Na tym jednak przyjemność się kończy.
Uważa Pan, że zawodnicy powinni mieć możliwości wyjeżdżania poza swój ośrodek, żeby móc poczuć tą atmosferę Mistrzostw?
Przede wszystkim piłkarze nie powinni być skoszarowani razem na tak długi okres czasu. Oczywiście, jest to Mundial i każdy jest się w stanie poświęci, tylko że psychiki się nie oszuka. Amerykanie na przykład podobno mieli wynajęte tylko jedno piętro w hotelu, chodzili w normalnych ubraniach. Ktoś się śmiał, że ubierają dżinsy i wcale nie wyglądają jak drużyna piłkarska. Potem jednak potrafili przełożyć ten codzienny luz na grę na boisku.
Często jest tak, że gdy nie ma się czasu pomyśleć o czymś innym, odetchnąć psychicznie, to potem następuje zmęczenie i z tego trudno wyjść. Myślę, że my w Korei popadliśmy w taką stagnację. Mistrzostwa są czymś tak ważnym, że i tak się będzie o nich myślało, niezależnie co się robi i gdzie się jest. Cały czas ma się świadomość, że cały twój kraj na Ciebie patrzy, że spełniasz jakieś swoje marzenie.
Rolą ludzi organizujących czas powinno być to, żeby było jakieś urozmaicenie. Oczywiście, nie jest to wycieczka turystyczna, ale chyba trzeba zadbać o to, żeby trochę zeszło z człowieka to całe ciśnienie. W nas nie było takiej iskry, w miarę trwania kolejnych meczów gaśliśmy. Oczywiście nie można powiedzieć, że to była przyczyna naszej porażki, ale w pewien sposób na pewno jakoś to na nas wpłynęło.
Jak duże trudności mieliście z przestawieniem się na inny czas i strefę klimatyczną po przejechaniu połowy świata?
Łatwo zauważyć, że zawodnikom z Europy gra się dużo łatwiej w Europie. W Azji trzeba było sobie poradzić z innym klimatem, zmianą czasu. My na początku mieliśmy spore problemy ze spaniem. Niektórzy zasypiali o 3, czy o 5 nad ranem, a przecież potem mieliśmy śniadanie o 9. Przez pierwsze pięć dni zmiana czasu nam dokuczała. Mieliśmy takie zalecenia od doktora, żeby nawet jeśli nie możemy zasnąć, to żeby nie włączać światła, bo organizm mimo wszystko jakoś się regenerował. To był największy problem. Potrzebowaliśmy tez sporo czasu na aklimatyzację, na przyzwyczajenie się do wilgoci i gorąca.
Co według Pana miała osiągnąć Polska w Korei?
Przede wszystkim chcieliśmy wyjść z grupy. Wszystko ponad to byłoby sporym sukcesem. To, że nam się to nie udało, jednoznacznie określa nasz występ jako nieudany. Wiedzieliśmy, że po wyjściu z grupy gra się pojedyncze mecze, w których wszysko może się zdarzyć, ale do tej fazy nie udało nam się zakwalifikować.
A w tym roku uda się Polakom wyjść z grupy?
Myślę, że w tym roku grupa jest dużo słabsza, niż 4 lata temu. Korea, uznawana za słabą, doszła bardzo wysoko, Amerykanie okazali się czarnym koniem Mundialu. Była jeszcze Portugalia, która też nie wyszła z grupy, a przecież dwa lata później została wicemistrzem Europy. Teraz grupa według mnie jest słabsza, słyszy się jeszcze o jakiś kłótniach w Ekwadorze. Potem trafi się na Anglików lub Szwedów. Przejście tych drużyn i wejście do ćwierćfinału byłoby prawdziwym sukcesem polskiej drużyny.
Rozmawiał Pan z kolegami z Wisły przed Mistrzostwami, radził im pan coś?
Nie, rozmawiałem z kolegami, którzy nie pojechali, a mieli jechać. Myślę, że ci, którzy są w kadrze, są świadomi tego, co ich czeka. Oczywiście życzyłem powodzenia Pawłowi, Radkowi, Marcinowi i Darkowi. Powiedziałem, żeby walczyli, żeby dali z siebie wszystko.
Ze Pana perspektywy jaka jest najważniejsza rada dla zawodnika jadącego na Mundial?
Przede wszystkim powinien sobie poradzić ze stresem, bo z tym nie wszyscy potrafili sobie poradzić 4 lata temu. Tak ich to zdusiło, przytłamsiło, że nie byli w stanie pokazać wszystkich swoich umiejętności. Mistrzostwa Świata to jest coś takiego, że towarzyszy im świadomość presji, obciążenia. Wszyscy wiedzieli, że patrzy na nas cała Polska, która tyle czekała na ten występ na mundialu. Trzeba umieć to odsunąć od siebie.
Pan sobie poradził z tym stresem?
Tak. Jak mówiłem, gdy wchodziłem na rozgrzewkę, całe napięcie ze mnie zeszło. Im bliżej było meczu, tym mniejszy stres odczuwałem.
Całą Polska się zastanawia, który bramkarz jest najlepszy, który powinien być numerem jeden. Jakie jest pana zdanie w tej sprawie?
Trudno się zgodzić z tym, że trener nie zabrał Jurka Dudka. Pozostałych bramkarzy nie widzę na co dzień, nie wiem, jak prezentują się na treningach. Ciężko mi więc się wypowiadać.
A Radek Majdan który jest teraz wśród polskich bramkarzy?
O tym bardziej nie chcę mówić. Już dawno przestałem prowadzić taki ranking. Jeśli grałem dobre mecze z Realem, wtedy najlepszą drużyną na świecie, a trener nawet mnie nie sprawdził, to nie miałem prawa łudzić się, że zrobi to później i pojadę na Mistrzostwa.
Ma Pan żal do trenera Janasa?
Żal nie, ale jestem na niego zły, bo uważam, że mnie po prosu olał.
Cztery lata temu myślał Pan, że będzie szansa się zrewanżować?
Wtedy nie wybiergałem tak daleko myślami, ale zdawałem sobie sprawę, że będę miał tyle lat, że jeśli trener będzie mnie powoływał, to będzie szansa jeszcze raz pojechac na Mistrzostwa Świata.
Dziękuję bardzo za rozmowę.
Dziękuję.
rozmawiał Marcin Górski
Biuro Prasowe Wisła Kraków SSA