Wywiady
OSTATNIE NEWSY.
Wdowczyk: To musi być jeden zespół
Data publikacji: 20-03-2016 12:14„Zdaję sobie sprawę z tego, że nie jesteśmy w stanie wygrywać wszystkich meczów i że czasem może przytrafić się porażka. Ale jeśli kibice będą wychodzić ze stadionu z przekonaniem, iż zawodnicy zrobili co w ich mocy, żeby zwyciężyć, a my wrócimy do szatni z takim samym wnioskiem, wszystko będzie w porządku“ - mówi trener Dariusz Wdowczyk. Nowy szkoleniowiec Wisły zdradza m.in. kulisy negocjacji z Białą Gwiazdą i pierwszych rozmów z piłkarzami, opowiada o wizji gry zespołu, a także o swoich pierwszych dniach w Krakowie.
Adam Koprowski: Długo zastanawiał się pan nad objęciem funkcji trenera Wisły Kraków?
Dariusz Wdowczyk: Jakiś czas temu pojawiło się ogólne zapytanie, a ja wyraziłem zainteresowanie. Ostateczna rozmowa miała miejsce tydzień temu w sobotę. Po niej wsiadłem w pociąg i przyjechałem do Krakowa. Można powiedzieć, że nie zastanawiałem się zbyt długo nad tą propozycją.
Na pewno oglądał pan mecze Wisły w telewizji. Zastanawiał się pan, co jest przyczyną słabej postawy Wiślaków?
Szczerze mówiąc, nie zagłębiałem się aż tak, ponieważ nie wiedziałem, jaka jest sytuacja w środku drużyny. Oczywiście nazwa „Wisła Kraków” i tradycja tego klubu zobowiązują do walczenia o wyższe cele niż utrzymanie w Ekstraklasie. Potencjał zespołu znacznie przewyższa zajmowane w ostatním czasie miejsca w tabeli.
Od prezentacji pana jako szkoleniowca Białej Gwiazdy do meczu z Termalicą minęło 29 godzin. W jaki sposób w tak krótkim czasie trener może wpłynąć na zespół?
W tak krótkim czasie mieliśmy możliwość tylko przećwiczyć stałe fragmenty, których nie było okazji wykorzystać w meczu w Niecieczy. Skupiliśmy się na rozmowach indywidualnych z zawodnikami oraz z całą drużyną. Rozmawialiśmy o tym, jak ta gra powinna wyglądać, co powinniśmy robić na boisku, bo przecież ci zawodnicy jeszcze niedawno potrafili grać zupełnie inaczej, przede wszystkim atrakcyjnie, ciekawie i skutecznie. Wiem, że są w życiu piłkarza takie momenty, w których wpada on w dołek i czasami trudno z niego wyjść. Dlatego podstawą było dla nas to, żeby zespół znowu uwierzył w siebie. Najważniejszy był wynik, nie piękno gry. Cieszymy się, że strzeliliśmy aż cztery bramki, choć pamiętamy też o straconych golach. Dla mnie ważne jest to, iż drużyna zagrała ofensywnie i potrafiła wypracować sobie sytuacje pod bramką przeciwnika. Na pewno mamy nad czym pracować, bo rywal próbował dogonić wynik i pewnie w głowach wielu zawodników pojawiła się myśl „znowu to samo”. Wiemy, że Wisła potrafiła w ostatnim czasie prowadzić, żeby ostatecznie przegrać albo zremisować.
Jaki charakter miały rozmowy, które przeprowadzał pan z piłkarzami?
To zawsze musi być dialog. Wysłuchałem, co zawodnicy mieli do powiedzenia, ale próbowałem też nakreślić, jak będzie wyglądać nasza gra. Jest to element psychologii, bo jeszcze niedawno była to jedna z najlepszych drużyn, która grała dobrą piłkę. Charakter zespołu poznaje się wtedy, gdy mu nie idzie i po tym, jak szybko potrafi się podnieść, odbudować, żeby wrócić na odpowiednie tory. Mam nadzieję, że mecz z Termalicą był pierwszym pozytywnym sygnałem. Przed nami jeszcze dwa spotkania w rundzie zasadniczej. Zobaczymy, co będzie dalej, ale naszym celem jest wyciągnięcie z tych dwóch meczów maksimum.
Jaki styl będzie prezentować Wisła Kraków Dariusza Wdowczyka?
Wiem, że kibice będą oczekiwali, żebyśmy grali ofensywnie i wysoko wygrywali. Jeżeli połączymy te dwie rzeczy to wszyscy będą zadowoleni. Zdaję sobie jednak sprawę, że nie jesteśmy w stanie wygrać wszystkich meczów. Że czasami drużynie przytrafi się porażka, ale jeśli kibice będą wychodzić ze stadionu z przekonaniem, że zawodnicy zrobili wszystko, co w ich mocy, żeby wygrać, a my wrócimy po meczu do szatni z takim samym wnioskiem to wszystko będzie w porządku. Kibice są w stanie wybaczyć porażkę. Ważne jest, żeby odbudować się w następnym spotkaniu. Oczywiście chciałbym, aby drużyna grała efektownie i skutecznie. Strzelmy zawsze jedną bramkę więcej niż przeciwnik.
Pierwsze mecze pod pana wodzą pokazują, że to będzie raczej ofensywnie usposobiony zespół.
Możemy sobie mówić o różnych ustawieniach czy taktyce, ale one mają nam tylko pomóc, żeby pokonać rywala, żeby nasza gra miała ramy i schematy. Pamiętajmy, że przeciwnik też ma jakąś taktykę. Musimy się odnieść do ich słabszych i mocnych stron. Dlatego taktyka bardzo często się zmienia: od czwórki nominalnych obrońców, przez trójkę, a czasem nawet dwójkę. W akcjach ofensywnych chciałbym mieć pięciu zawodników w okolicach pola karnego, szczególnie jeśli mamy okazję do dośrodkowania. Cieszy mnie to, że zarówno Wolski, jak i Boguski w meczu z Termalicą strzelili bramki właśnie po takich rozegraniach, po dwóch główkach. Musimy mieć dużo ludzi do wykańczania akcji.
W drużynie jest wielu zawodników, którzy mogą występować na kilku pozycjach, choćby Jović, Pietrzak czy Boguski. Wyznaje pan zasadę, że dany gracz jest przypisany do jednej pozycji na boisku?
Wszystko zależy od aktualnej sytuacji. Należy pamiętać, że grać może jedenastu zawodników. W tym przypadku znaczenie ma również to, z kim gramy i jak wyglądamy fizycznie. Problemem każdego trenera jest to, że może grać tylko jedenastu piłkarzy. Wiem, że dla niektórych to brutalne, iż muszą siedzieć na ławce rezerwowych albo są poza kadrą meczową. Apeluję jednak o cierpliwość do zawodników. Każdy z nich będzie miał swoją szansę. Każdy nich czeka, żeby wykorzystać odpowiedni moment. Tych rezerwowych trzeba bardziej pielęgnować od tych, którzy grają w pierwszej jedenastce, bo ja rozumiem ich frustrację. Takie jest życie. Ja muszę decydować, kto w danym momencie będzie grał i oczywiście czasem mogę się pomylić, bo rezerwowy wejdzie i da dobrą zmianę. Tak też walczy się o miejsce w składzie. Mamy kilku zawodników, którzy mogą zagrać na różnych pozycjach. Nie przywiązuję ich do jednego miejsca na boisku.
Będąc przy kadrze zespołu nie sposób zapytać o młodych zawodników. Jakie ma pan podejście do piłkarskich „młokosów“?
W Szczecinie miałem sporą grupę młodych piłkarzy, którzy byli w zespole i grali: Golla, Rudol, Walski - wskoczyli do drużyny i odgrywali ważne role. Dla mnie wiek nie ma znaczenia, ale to, czy ktoś wykonuje na boisku pracę, jaką sobie zakładamy. Anglicy mają takie powiedzenie: you are as good as your last game (jesteś tak dobry, jak twój ostatni mecz - przyp. red.). Zawodnicy muszą sobie zdawać z tego sprawę. Nadal popełniamy błędy i jeśli będzie to powielane to będziemy szukać jakiegoś rozwiązania, również personalnego. Ja nie przywiązuję się do nazwisk. Być może ktoś, kto teraz nie gra pokaże nam, że potrafi to robić lepiej niż inny zawodnik. Pietrzak, Drzazga, Bartosz - to są bardzo młodzi piłkarze, ale mam nadzieję, że będą naciskać i wypierać ze składu starszych.
Media dużo rozpisywały się o pana relacji z Patrykiem Małeckim, którego zna pan ze wspólnej pracy w Pogoni Szczecin. Jak naprawdę wyglądają pana stosunki z tym zawodnikiem?
Oczywiście rozmawiałem już z Patrykiem, ale cała sytuacja została mocno rozdmuchana w Szczecinie po tym, jak został zdjęty z boiska, kopnął w ławkę i powiedział coś pod nosem. Media przedstawiły tę sytuację w taki sposób, że nawrzucał coś Wdowczykowi. Gdyby coś takiego miało miejsce to Patryka nie byłoby już w zespole. Nie usłyszałem żadnego wulgaryzmu pod moim adresem. Frustracja zawodnika? Coś czasami się zdarza. Patryk nie był szczęśliwy, że schodzi z boiska - taki ma charakter. Pewnych granic oczywiście nie można przekraczać. Wytłumaczyliśmy sobie wszystko. Ma taki, a nie inny temperament. Czasem trzeba go hamować, bo chce zrobić już i teraz, ale potrzebna jest cierpliwość. Dużo rozmawiamy i tak naprawdę mamy dobre relacje.
Przed nami przerwa na mecze reprezentacyjne. Na pewno będzie to okazja, żeby mocniej popracować z drużyną.
Szczególnie pierwszy tydzień będzie intensywniejszy, wtedy czekają nas dwa treningi dziennie. Nad czym będziemy pracować? Praktycznie nad wszystkim. We wtorek czekają nas badania lekarskie i zobaczymy, jak piłkarze wyglądają po tych kilku spotkaniach. Wyniki porównamy z badaniami, które były robione wcześniej. Na pewno nakreślimy sobie plan i zastanowimy się, na co szczególnie położymy nacisk. Taktyka, stałe fragmenty - z pewnością będę chciał coś pozmieniać. Nie chciałem robić tego między meczami, bo zawodnicy są przyzwyczajeni do pewnych schematów i trudno je zmieniać w tak krótkim okresie czasu. Teraz możemy swobodnie to zrobić.
Wielu trenerów wykorzystuje ten czas na integrację zespołu, np. poprzez grę w paintballa. Jak pan podchodzi do tego typu metod?
Ważne, żeby zawodnicy ze sobą przebywali i nie męczyli się swoją obecnością. Oni nie muszą kochać siebie nawzajem, ale to musi być jeden zespół, który wychodzi na boisko i bije jednym sercem. Wiem z autopsji, że w drużynie zawsze tworzą się jakieś grupki, ktoś kogoś lubi bardziej lub mniej. Moją rolą jest, żeby to był zespół. Mamy do czynienia z indywidualistami. Niektórzy z nich grają dla bliskich, inni dla kibiców, dla pieniędzy albo dla sławy i splendoru. Każdy ma innych charakter, a moim zadaniem jest, żeby każdego zawodnika poznać i wydobyć to, co jest w nim najlepszego. Jedni bez drugich nie będą istnieli. Są tacy, którzy są od czarnej roboty, mało zauważalni, a są tacy, którzy zakładają krawat, lakierki i stoją w blasku fleszy. Zadaniem trenera jest wykorzystanie indywidualizmu zawodników dla dobra drużyny.
Na pierwszej konferencji prasowej podkreślał pan, że nigdy nie miał pan okazji trenować zespołu w tak komfortowych warunkach. Jak podoba się panu baza treningowa w Myślenicach?
Co można sobie więcej wymarzyć? Mamy do dyspozycji sztuczną nawierzchnię, boisko z podgrzewaną murawą, odnowę biologiczną, siłownię - wszystko to robi wrażenie. Cieszę się, że możemy w optymalnych warunkach pracować, a piłkarze mają zagwarantowane wszystko, żeby odpowiednio funkcjonować.
Zadomowił się pan już w Krakowie?
Szczerze mówiąc to jeszcze nie. Na razie ograniczam się do hotelu i Myślenic. Myślę, że w krótkim czasie znajdę mieszkanie i będę miał więcej czasu, żeby poznać Kraków.
A. Koprowski
Biuro Prasowe Wisły Kraków SA