Strona główna » Wywiady » Teraz to my oceniamy

Teraz to my oceniamy

Data publikacji: 22-12-2013 12:35



Kiedyś tworzyli świetny duet na boisku. Dzisiaj jeżdżą po Europie, obserwują zawodników i składają raporty. O pracy skauta, ale nie tylko, mówią Maciej Żurawski i Marcin Kuźba.

Fot. Adam Koprowski Fot. Adam Koprowski

Zamieniliście murawę na „biurko”. Czy w nowych rolach przy Reymonta Wasze działania mają określoną taktykę i cel? Jak układa się obecnie współpraca dwóch byłych napastników szukających kandydatów do gry przy R22?
KUŹBA: Kiedyś było tak, że to nas oceniali, teraz jesteśmy w roli oceniających.
ŻURAWSKI:  Nie widzimy się zbyt często, więc nie ma żadnego problemu (śmiech).
KUŹBA: Nie zawsze jeździmy razem na mecze. Raczej indywidualnie pracujemy, a później…
ŻURAWSKI: Później składamy to wszystko, jako zespół.
KUŹBA: Zdarza się, że opracowujemy raporty z tych samych meczów, a tak naprawdę, różnie to bywa. Maciek jedzie, ogląda zawodnika z jakimś przeciwnikiem, ja tego samego piłkarza też obserwuję, ale w innym spotkaniu.
ŻURAWSKI: Zdarza się, że jedziemy razem na jeden mecz, ale to naprawdę rzadko.

Jak  przebiega Wasza współpraca podczas raportowania? Jesteście jednomyślni?

ŻURAWSKI: To złożona sytuacja. Nie chodzi o to, żeby wszyscy się zgadzali. Każdy ma swój punkt widzenia i swoją ocenę danego zawodnika. Nie zawsze te spostrzeżenia się pokrywają. Jakby się zawsze wszyscy ze wszystkimi zgadzali, to tak naprawdę każdego zawodnika trzeba by było ściągać. Wyniki obserwacji są tematem do dyskusji, do rozważań za i przeciw, i każdy ma swoje zdanie.
KUŹBA: Często było tak, że Maciek widział kogoś w dobrym meczu, a ja w gorszym, bądź odwrotnie. To też się zdarza, więc raporty czasem się różnią. Dlatego trzeba kilka razy zobaczyć danego zawodnika, żeby obiektywnie go ocenić. Im więcej opinii i obserwacji, tym analiza pełniejsza.



Który z rozegranych razem meczów utkwił Wam najbardziej w pamięci?

ŻURAWSKI: Oczywiście, że ten z Lazio! (śmiech)
Kto tam nie podał wtedy?
ŻURAWSKI: Ale to nie tak, że nie podałem, tylko że nie strzeliłem… (śmiech)
KUŹBA: Wszyscy później mówili, że nie podał. ŻURAWSKI: Poszła piłka do strzału… Niemożliwe, że tego nie strzeliłem.*

Czy rozważaliście kiedyś, jak potoczyłyby się Wasze losy, gdybyście nie zostali piłkarzami?
KUŹBA: Nie zastanawiałem się nad tym. Miałem iść do szkoły gastronomicznej, bo lubiłem gotować, tyle pamiętam. 
ŻURAWSKI: Ja sobie innego rozwiązania nie wyobrażałem. Ojciec – trener piłki nożnej, od małego na boisku. Nawet nie było innego tematu jak piłka. Mimo to ja przejawiałem ochotę do wielu sportów, ale taką największą do tenisa ziemnego. Tak naprawdę, myślę, że mógłbym iść w tym kierunku, jeśli nie wybrałbym piłki nożnej. Gdy zaistniały okoliczności, które mogły mnie wykluczyć w ogóle z gry, nie myślałem o innych dyscyplinach.
KUŹBA: U mnie było podobnie. Też ojciec był trenerem. Od małego chodziłem na podwórko z piłką albo z tatą na treningi, mecze. Nie brałem pod uwagę innych dziedzin sportu. Wiedziałem, co chcę robić i tak się wszystko zaczęło. Szkoła sportowa i tak dalej.

Jak wygląda cały proces obserwacji zawodnika? Otrzymujecie informację, konkretne nazwisko, bądź sami odnajdujecie piłkarza i co dalej? Jak dochodzi do transferu?
ŻURAWSKI: Normalnie. Hotele pięciogwiazdkowe, jacuzzi… Nie, no żartuję (śmiech)…
KUŹBA: Różnie to bywa. Czasem jest tak, że dostajemy nazwisko danego zawodnika i jedziemy go weryfikować, a niekiedy jedziemy w ciemno, na taki rekonesans, aby zobaczyć, jak gra liga angielska, chorwacka, słoweńska, czasami ktoś wpadnie w oko. Jeżeli jest ktoś godny uwagi, przekazujemy informację do naszego klubu, wtedy jedzie kolejna osoba potwierdzić, czy dany zawodnik może być kandydatem do gry w Wiśle, czy stanie się realnym wzmocnieniem zespołu.
ŻURAWSKI: Po jakimś czasie wiemy, na jakie mecze warto jeździć, w których zespołach jest duża frekwencja zawodników wartych obserwacji. Jedziemy więc nie dla nazwiska, lecz ze względu na mecz, w którym można ocenić potencjał piłkarza.

Wasze decyzje o wyborze meczów są suwerenne, czy ktoś Wam sugeruje, dokąd macie pojechać i kogo wziąć pod lupę? Kto stawia wymagania i wyznacza kierunki waszych poszukiwawczych eskapad, dyrektor sportowy?  
ŻURAWSKI: To jest wspólna decyzja. Siadamy razem, rozmawiamy o zbliżającym się weekendzie, nie w kontekście wypoczynku lecz terminarza spotkań, by wiedzieć, gdzie i kogo możemy zobaczyć podczas meczu. Sprawdzamy sygnały płynące z klubów i od tych, którzy się znają na piłce nożnej.

Czy wymagana jest jakaś określona ilość meczów, w których trzeba zobaczyć piłkarza w akcji, by dokonać obiektywnej oceny i podjąć dobrą decyzję?

KUŹBA: To zależy od możliwości klubu.
ŻURAWSKI: Zawodnik powinien być oglądany przynajmniej dwa razy przez każdego z nas, jeśli chce się mieć obraz jego dyspozycji czy poziomu wyszkolenia i gry.

Co jest najtrudniejsze w pracy skauta?
ŻURAWSKI: Myślę, że pokonywanie kilometrów. Jadąc do Chorwacji, Słowenii samochodem, przemierzamy ponad tysiąc kilometrów i od razu udajemy się na mecz. Po takiej podróży ocena zawodnika nie do końca jest adekwatna z tym, co zobaczyliśmy. Ma na nią wpływ zmęczenie, czasem trzeba wstać w środku nocy, żeby dojechać na czas na mecz.
KUŹBA: Dążymy do tego, żeby było nieco inaczej. Byśmy mieli lepszy komfort, najlepiej byłoby pojechać dzień wcześniej, a na drugi dzień obejrzeć mecz, ale to się wiąże z kosztami i nie zawsze mamy taką możliwość. Tak więc zgodzę się z Maćkiem,  myślę, że te kilometry do pokonania są najgorsze w pracy skauta.
ŻURAWSKI: Jeszcze dochodzi brak satysfakcji, w tym sensie, że jedzie się tak daleko, a okazuje się, że nie było po co. Wtedy ma się poczucie, że  ten wysiłek był bezwartościowy…
KUŹBA: Albo zawodnik nie gra.
ŻURAWSKI: Tak też się zdarza. Bywa również, że  jesteś na meczu, w którym  zawodnik  wychodzi w pierwszym składzie, ale schodzi po 20 minutach z kontuzją. Tak więc nasze oczekiwania nie zostają spełnione, a cel nie zostaje osiągnięty. 

Które rynki transferowe lub które kraje są teraz w modzie?
ŻURAWSKI: Najbardziej oblegane kierunki to te, gdzie jest kryzys, bo wtedy zawodnika łatwiej jest pozyskać, a w Polsce jednak musimy liczyć zamiary na siły. Są to kraje lub ligi, w których finansowanie jest ograniczone. Na pewno nie mamy szans w Anglii, Hiszpanii czy Niemczech, gdzie poprzeczka finansowa jest  wysoko ustawiona.

W okręgu małopolskim jest bardzo dużo zarejestrowanych drużyn. Czy sieci wiślackich skautów są zarzucane także na naszą najbliższą okolicę?

KUŹBA: Jest nas tylko trzech, więc nie jesteśmy w stanie być wszędzie. Po naszym rejonie jeździmy tylko wtedy, gdy mamy sygnał, na przykład od jakiegoś trenera, że wartko kogoś zobaczyć. Mamy również podpisane umowy z różnymi klubami, więc czasami może się pojawić w kręgu naszych zainteresowań  jakiś młody zawodnik. Jeśli nie jeździmy nigdzie za granicę, to staramy się również ten rynek lokalny obserwować, lecz trzeba pamiętać, że zajmujemy się raczej seniorami.

Czy można się wybić z małych klubów, jakie są szanse na bycie zauważonym? Weźmy przykład Kuby Błaszczykowskiego…
ŻURAWSKI: Utalentowanym jednostkom, owszem, bo takie przypadki jak Kuby Błaszczykowskiego czy Roberta Lewandowskiego nie zdarzają się na co dzień. Rzadko obserwujemy fakt, żeby w jakiś klubach ściągano zawodnika z niższej ligi, a ten zyskałby od razu status gwiazdy. Nasza trójka koncentruje się głównie na piłkarzach potrzebnych pierwszej drużynie, którzy są gotowi do gry. Jeśli chodzi o młodszych zawodników - siedemnaście, osiemnaście lat - to oczywiście warto ich wziąć i przygotowywać, lecz my musimy patrzeć na takich, którzy już prezentują odpowiedni poziom i spełniają wymagania sztabu szkoleniowego.
KUŹBA: Zdarzały się sytuacje, że ktoś dzwonił i proponował zawodnika z jakiegoś klubu z trzeciej, czwartej ligi. Wybrałem się na taki mecz, chłopak miał dwadzieścia lat, był bardzo zachwalany, ale jeśli nie wyróżniał się w obserwowanym spotkaniu, to nie można było podjąć decyzji, że  bierzemy go do Wisły, bo nie spełni wymagań, a z tak budowaną kadrą nie będzie można myśleć o mistrzostwie Polski i pucharach. Nie każdy, niestety, w klubach macierzystych potrafi obiektywnie ocenić  tych młodych zawodników, ale mimo to jeździmy i nie lekceważymy żadnych sygnałów, bo może akurat ktoś dobry się trafi.

Wiele osób powtarza, że polscy piłkarze są drodzy, bo menadżerowie biorą dużą prowizję i windują cenę. Ile jest w tym prawdy?
KUŹBA: Jest w tym trochę prawdy. Zresztą praca menadżera na tym polega, aby dostać prowizję za jakiegoś zawodnika. Czy polscy piłkarze są drodzy? Na pewno tak. Za naszych polskich zawodników, którzy się wyróżniają w lidze, trzeba wykładać w tym momencie spore pieniądze, mimo że jeszcze wiele nie osiągnęli na naszym podwórku. Dlatego czasami lepiej poszperać na rynkach zagranicznych takich jak Węgry, Słowacja, Portugalia czy Słowenia, bo można znaleźć tańszych zawodników, a przy tym nawet lepszych.
ŻURAWSKI: Kiedyś można było łatwiej pozyskać dobrego dwudziestoletniego zawodnika w polskiej lidze, wytransferować go z klubu do klubu. Teraz takie sytuacje się nie zdarzają, bo są oni już  wyselekcjonowani przez kluby w Europie. Weźmy na przykład naszych dwudziestolatków z reprezentacji, oni już dawno grają w różnych ligach zachodnich. Kiedyś ta sytuacja była inna, na zachód piłkarz wyjeżdżał, gdy miał dwadzieścia sześć, dwadzieścia siedem lat, a przed tym wyjazdem walka o niego toczyła się na własnym podwórku. Teraz jest bardzo trudno znaleźć dobrego piłkarza, gotowego w pełni do gry, którego cena byłaby atrakcyjna.

Tak wyobrażaliście sobie swoje zawodowe życie po zakończeniu kariery piłkarskiej? Jakiś czas temu Antoni Piechniczek stwierdził, że widziałby Macieja Żurawskiego w roli trenera…
ŻURAWSKI: Moja żona też widziałaby mnie w roli trenera (śmiech). U mnie to jest tak, że albo coś czuję, albo nie. Póki co, nie widzę się w roli trenera. Może za rok, dwa to się zmieni. Na razie spełniam się w pracy skauta i cieszę się, że mogę cały czas być przy piłce, bo to jest to, co umiem. Oczywiście czas pokaże, może jakiś impuls, w którą stronę pójdę. Mam nadzieję, że będzie to zajęcie szkoleniowca.
KUŹBA: Ja jestem zadowolony ze swojej pracy. Lubię jeździć na mecze, oceniać, obserwować.  Odnajduję się w tej roli, tylko brakuje satysfakcji, towarzyszącej ściągnięciu zawodnika, który stałby się prawdziwym wzmocnieniem zespołu, dla którego się pracuje.

Jak oceniacie grę obecnej drużyny? Jest to maksimum, na które stać Białą Gwiazdę?
KUŹBA: Uważam, że największe wzmocnienie Wisły w ostatnim czasie, to trener Smuda, który potrafi wykrzesać maksimum z tych zawodników.
ŻURAWSKI: Prawda jest taka, że ta drużyna jest podobna kadrowo do wcześniejszej, a mimo wszystko jest to inny zespół niż widzieliśmy rok temu. Miałem okazję pracować z trenerem Smudą i jego styl bardzo mi się podobał. Staram się wczuć teraz w sytuację zawodników, których ma pod sobą trener i do których rzeczywiście dotarł, a jego system na nich działa.  Oni oddają mu to na boisku z nawiązką, starając się grać dobry futbol. Sytuacja ta pokazuje, jak duże znaczenie ma trener i wywiązywanie się z jego założeń taktycznych.

Dziękujemy za rozmowę, życzymy satysfakcji z wypełnianych zadań. Instynkt boiska i gry zespołowej na pewno Was nie zawiedzie.

* Rewanżowy mecz z bogatą historią, w ramach Pucharu UEFA, IV runda, rozegrany 5.03.2003 roku, przeniesiony o tydzień z powodu - zdaniem szkockiego sędziego-zmarzniętej murawy. W 4. minucie Marcin Kuźba strzelił gola, w 14. minucie kontuzji doznał… sędzia główny, którego zastąpił arbiter techniczny, w 41. Maciej Żurawski mógł podwyższyć wynik lub zaliczyć asystę… Spotkanie zakończyło się przegraną Białej Gwiazdy 1:2. Rezultat pierwszego pojedynku 3:3. Niezawodni kibice mieli swój udział w odśnieżaniu murawy i krzesełek. 

Adam Koprowski oraz Damian Urbaniec
Biuro Prasowe Wisły Kraków SA



do góry strony