Strona główna » Wywiady » Sadlok: Zdrowie jest najważniejsze

Sadlok: Zdrowie jest najważniejsze

Data publikacji: 01-08-2014 16:05



Swoją karierę zaczynał w Dankowicach, w powiecie bielskim. Największy postęp uczynił w chorzowskim Ruchu, największy sukces miał nadejść, gdy występował w Polonii.

Fot. Adam Koprowski Fot. Adam Koprowski

Jego karierę zahamowała kontuzja, przez którą stracił kila miesięcy gry w piłkę. Sam przyznaje, że nie życzy takiego doświadczenia nawet największym wrogom. Zapraszamy do rozmowy z Maciejem Sadlokiem.

Jak wyglądały Twoje początki z piłką? Zaczynałeś karierę w malutkim klubie z Dankowic, skąd szybko przeniosłeś się do Ruchu.
Swoją przygodę z piłką zacząłem w małym klubie, ale muszę przyznać, że warunki do rozwoju w Dankowicach były bardzo dobre, w przeciwieństwie do tego, co czasem się słyszy od niektórych chłopaków; akurat w moim przypadku było fajnie, mieliśmy zgraną drużynę, która osiągała sukcesy, lecz później trzeba było szukać czegoś innego, trochę większej piłki, co znalazłem w Chorzowie.

To tata zaprowadził Cię na pierwszy trening?

Tata nie musiał mnie prowadzić, ponieważ był moim trenerem od samego początku - prowadził naszą grupę. Wcześniej chodziłem również na treningi do pięć lat starszego brata. Można powiedzieć, że samo mi to weszło w krew, i nikt prowadzić mnie nie musiał.

Grę w Ruchu zaczynałeś przy trenerze Wleciałowskim, lecz szybko zastąpił go Dusan Radolsky. To właśnie oni dali Ci prawdziwą szansę w prawdziwej piłce?
Przez pierwszą rundę w Ruchu nie zagrałem ani jednego meczu. W nowym sezonie przyszedł trener Radolsky i zadebiutowałem już w pierwszym spotkaniu pod jego wodzą. Na pewno dużo mu zawdzięczam, bo miałem dopiero osiemnaście lat, a on na mnie postawił. Później trener zaczął rotować składem, ale najważniejsze dla mnie było, że mogłem zadebiutować i ktoś o mnie usłyszał, a dzięki temu później było trochę łatwiej.

Lato 2010… To chyba bardzo ciekawy okres w Twoim życiu. Najpierw przedłużyłeś kontrakt z Ruchem, żeby za chwilę kupiła Cię Polonia, a następne pół roku i tak spędziłeś w Chorzowie…
Tak, to był trochę szalony czas. Nie spodziewałem się tego wszystkiego, ale czasami w piłce tak jest, że człowiek w ogóle nie nadąża za faktami. Pojawiła się oferta z Polonii, na której dużo zyskał również klub, bo trochę zarobił, więc dla Ruchu to też było ważne. Chorzowianie zastrzegli sobie jednak, że przez pół roku będę jeszcze ich zawodnikiem. W Warszawie życie się potoczyło inaczej, niż każdy planował, co spowodowało, że wróciłem do Chorzowa.

Jak wspominasz grę w Polonii?

Prawdą jest, że presja na wynik w Warszawie była wielka. Jednak ja zawsze powtarzałem, że trochę się nie dziwię prezesowi Wojciechowskiemu, ponieważ wykładał duże pieniądze na klub z własnej kieszeni, nie od sponsorów. Dużo też od nas wymagał, w pewnym momencie wydawało się, że nam się powiedzie, jednak stało się inaczej. Szkoda, bo Polonia to klub z tradycjami i bogatą historią, nie zasługuje na to, żeby grać w niskiej klasie rozgrywkowej.

Wróćmy na chwilę do czasów Ruchu Chorzów. Jak to jest z Twoim podróżowaniem samolotami? Nadal odczuwasz strach przed tym środkiem lokomocji?

Na szczęście już jest lepiej. Latam normalnie na obozy. Wcześniej, trwało to dość długo, było gorzej, a szczególna była sytuacja przed pucharowym meczem Ruchu Chorzów, o której było dosyć głośno. Tych lotów wtedy było mnóstwo, bo oprócz obozów - mecze reprezentacji, mecze pucharowe. Trochę zdrowia mnie to kosztowało.

Czyli jak Wisła będzie grać w pucharach, to trener może na Ciebie liczyć?

Oczywiście, może liczyć (śmiech).

Jaki jest Twój stosunek do kadry narodowej? Zadebiutowałeś w niej w 2009 roku i rozegrałeś 15 spotkań. Potem przyszła kontuzja… Liczysz jeszcze na to, że selekcjoner da Ci szansę?
Szczerzę mówiąc, teraz o tym nie myślę. Oczywiście cieszę się niesamowicie z tych piętnastu meczów, i wiadomo, że człowiek chciałby doznać jeszcze tego zaszczytu, bo reprezentowanie kraju, to chyba największe marzenie każdego zawodnika. Mój piłkarski rozwój został trochę przyhamowany z powodu długotrwałej kontuzji, i plany sportowe odeszły trochę na bok. W tym momencie, cieszę się, że gram znowu pełne mecze w ekstraklasie, bo w pewnym okresie właśnie to było moim marzeniem, a człowiek nie mógł nawet trenować. Tak jak powiedziałem wcześniej: piłka jest tak przewrotna, że nigdy nie wiadomo, co będzie dalej.

Ta kontuzja napsuła Ci chyba sporo nerwów. Przez dłuższy czas nie było też wiadomo, kiedy wrócisz do treningów, a żebyś nie odczuwał dyskomfortu, musiałeś specjalnie wyciąć dziurę z tyłu buta. Nadal odczuwasz skutki urazu?
Dalej gram w specjalnym bucie, ale to jest akurat najmniejszy problem. Najgorsze było to, że po operacji ciągle miałem otwartą ranę, która się nie goiła, nastąpiło zakażenie bakterią. Wszystko się przeciągało, a ja nic nie mogłem robić; siedziałem cały czas w domu i tylko jeździłem do chłopaków na treningi, żeby trochę odreagować. To był najgorszy okres w moim życiu, wierzę głęboko, że już nigdy mi się to nie przytrafi. Nawet największemu wrogowi tego nie życzę.

Ty grasz na lewej obronie, ale pozycja stopera również nie jest Ci obca. Gdzie wolisz być ustawiany przez trenera?
Od dłuższego czasu występuję po lewej stronie boiska i mój organizm już się zaadoptował do tej pozycji. Na pewno jest więcej biegania, ale nie mam z tym żadnego problemu, wręcz czuję się dobrze na tej pozycji. Zawsze mogę wrócić na środek obrony, nie wykluczam tego, bo tam zawsze grało mi się lepiej.

Chyba łatwiej zaaklimatyzować się w zespole, gdy przechodzi od razu trzech piłkarzy z jednej drużyny. Jak to było z Waszą trójką z Ruchu?
Zawsze jest fajnie, gdy wchodzi się do nowego zespołu, a są w nim znajome twarze, szczególnie kolegów, z którymi grałem jeszcze niedawno. Oni już wcześniej się tutaj przetarli, więc mogą coś podpowiedzieć, bo jest to ważne, gdy wchodzi się do nowej drużyny. Istotna jest pewność siebie na samym początku. Kilku chłopaków znałem wcześniej z kadry, więc myślę, że wszystko sprawnie przebiega i dalej tak będzie to wyglądać.

Przed przyjściem do Wisły postawiłeś sobie jakiś konkretny cel?

Przede wszystkim chciałbym, aby dopisywało mi zdrowie, bo jak wcześniej mówiłem, to jest dla mnie najważniejsze. Chcę również regularnie grać po dziewięćdziesiąt minut, trzymać się tego pierwszego składu. Jeśli chodzi o drużynę, to człowiek zawsze myśli o jak najwyższych lokatach, ale w piłce jest tak, że rozliczani jesteśmy z tygodnia na tydzień, więc co tydzień trzeba walczyć o trzy punkty, i to jest mój sportowy cel.

A. Koprowski
Biuro Prasowe Wisły Kraków SA



do góry strony