Wywiady
OSTATNIE NEWSY.
„Od zawsze marzyłem, żeby grać w Wiśle”
Data publikacji: 12-01-2011 10:49Mógł w ogóle nie zostać piłkarzem, bo dla jego mamy ważniejsze było, aby przykładał się do nauki i zabroniła mu trenować. Mógł być obrońcą, ale grając w defensywie zdobył tytuł króla strzelców, więc trenerzy przesunęli go do przodu. Mógł występować w Bundeslidze, ale kluby nie porozumiały się w sprawie ekwiwalentu za jego wyszkolenie. Jest więc środkowym pomocnikiem pierwszej drużyny Wisły Kraków, a nazywa się Daniel Brud.
W drugiej połowie rundy jesiennej z Młodej Ekstraklasy przeniosłeś się do pierwszej drużyny Wisły. Jak dowiedziałeś się o tej decyzji trenerów?
Kierownik Młodej Ekstraklasy powiedział mi jednego dnia, że mam przyjść na trening pierwszej drużyny. Myślałem, że kolejny raz, tak jak to bywało wcześniej, przychodzę na jeden trening, a potem wracam do Młodej Ekstraklasy. Przed tym treningiem dowiedziałem się jednak od kierownika pierwszej drużyny, że zostaję już z pierwszą drużyną na stałe. Na pewno było to dla mnie spore zaskoczenie.
Nie docierały do Ciebie takie wcześniej sygnały, że taka szansa może się pojawić?
Owszem, zauważyłem, że w kilku wcześniejszych meczach grałem lepiej, ale sygnałów żadnych nie było. To było dla mnie zaskoczenie, ale myślę, że właśnie dobra postawa w meczach Młodej Wisły zaowocowała tym, że przeniosłem się do kadry pierwszej drużyny.
Jakie różnice widzisz między Młodą Wisłą a pierwszą drużyną?
Na pewno jest różnica w organizacji, ale też oczywiście w poziomie gry. W pierwszej drużynie każdy ma swoją pozycję i na niej gra. Wszystko jest taktycznie bardziej poukładane. W Młodej Ekstraklasie, gdy mamy gry treningowe, jest więcej takiego biegania za piłką, a mniej pilnowania swojej pozycji na boisku. W pierwszej drużynie gramy w strefach, taktycznie na pewno jesteśmy dużo bardziej poukładani.
Co ci sprawiło największą trudność po przejściu do pierwszej drużyny, a co przychodzi ci z łatwością?
Nie ma jakichś pojedynczych rzeczy, które sprawiają mi największą trudność. Wiadomo, część rzeczy raz mi wychodzi, raz nie. Przyjemność natomiast jak zawsze sprawia mi gra w piłkę. Dobrze czuje się w małych grach. Od małego lubiłem takie gry i wydaje mi się, że w tym jestem dobry.
Z wejściem do szatni pierwszej drużyny chyba nie miałeś problemów, bo przecież wcześniej wiele razy bywałeś na treningach tego zespołu.
Zgadza się. Wcześniej wiele razy pojawiałem się na pojedynczych treningach pierwszej drużyny, znam też zawodników, którzy schodzili do Młodej Ekstraklasy – z nimi występowałem w meczach. Nie było więc większego problemu aklimatyzacją w szatni pierwszego zespołu.
A pamiętasz swój pierwszy trening z pierwszym zespołem?
To było chyba kilka lat temu. Gdy Wisłę objął Maciej Skorża, też trenowałem z pierwszą drużyną. Dla mnie na pewno było to duże przeżycie. Jestem wychowankiem Wisły, gram w tym klubie od juniorów. Wejście do szatni, gdzie byli zawodnicy, którym kilka lat wcześniej podawałem piłki w trakcie meczów pucharowych z Parmą, czy z Schalke, było dla mnie na pewno miłym zaskoczeniem. Wtedy, w trakcie tych pierwszych treningów z pierwszą drużyną, pojawiła się niepewność, ale z czasem ona przeszła.
Sam wspomniałeś o twoich początkach w Wiśle, więc opowiedz o nich więcej. W końcu jesteś wychowankiem naszego klubu.
Zaczęło się od tego, że mój starszy brat chodził na mecze Wisły. To były jeszcze czasy, gdy ja nie pojawiałem się na trybunach. Brat usłyszał, że jest nabór do rocznika 88 i 89. Przyszliśmy wtedy z nim na grę kontrolną, która odbyła się na nieistniejącym już boisku szutrowym. Po tej grze podszedł do nas trener, zapisał nasze dane i tak to się wszystko zaczęło. Byłem wtedy w drugiej klasie podstawówki.
Wcześniej grywałeś w piłkę tylko z kolegami na osiedlu?
Tak. Mieszkałem w takim miejscu, gdzie znajduje się dużo boisk betonowych i tam stawiałem swoje pierwsze kroki z piłką. Po rozpoczęciu treningów z Wisłą przydarzyła mi się jeszcze mała przerwa, bo mama uznała, że ważniejsza jest nauka niż treningi, a na wszystko nie starczało czasu. Wydzwaniał za nami jednak trener i dlatego wróciliśmy z powrotem do treningów w Wiśle. Tak już zostało.
Było rozczarowanie, gdy mama zabroniła wam trenować w Wiśle?
Byłem trochę zły, ale potem zrozumiałem, że może rzeczywiście nauka jest ważna. Mamie bardzo zależało na tym, żebyśmy nie zaniedbywali się w szkole, była bardzo restrykcyjna pod tym względem.
Jak więc przekonaliście mamę do powrotu do treningów?
Trener Smoter kilka razy zadzwonił. Powiedział, że jesteśmy dobrymi zawodnikami, potrzebnymi w jego drużynie. To chyba przekonało mamę i koniec końców udało się jednak pogodzić piłkę ze szkołą.
Czy zawsze byłeś ustawiany na boisku jako środkowy pomocnik?
Większość czasu grałem jako ofensywny pomocnik, ale jako młody chłopak występowałem też na pozycji napastnika. Większość czasu spędziłem jednak w środku pola.
Czyli z czasem masz coraz więcej zadań defensywnych, bo ostatnio w Młodej Wiśle grywałeś jako defensywny pomocnik?
Można tak powiedzieć, chociaż jako trampkarz występowałem na pozycji forstopera. Grałem przed trzema ustawionymi w linii obrońcami. Ten okres mojej gry wspominam bardzo miło, bo występując na obronie zdobyłem tytuł króla strzelców w lidze. Potem zmieniliśmy system gry na 1-4-4-2, w którym nie ma tego łącznika między obroną a pomocą, więc ja powędrowałem do przodu.
Na jakiej pozycji widzisz się w taktyce preferowanej przez trenera Maaskanta?
Wydaje mi się, że mogę grac zarówno jako ofensywny pomocnik, jak i jako ten bardziej cofnięty. W Młodej Ekstraklasie ostatnio grałem na środku pomocy defensywnego zawodnika. Grało mi się nieźle, polubiłem tą pozycję. Na pewno miejsca dla siebie upatrywałbym w środku pola, a wiadomo, że tam jest spora wymienność ról. Nawet jeśli grałbym jako ten defensywny pomocnik, to myślę, że nie ograniczałoby mnie to w kreatywności gry. Z tej pozycji też można rozgrywać piłkę.
Jeszcze niedawno w hali TS Wisły wisiało zdjęcie, na którym można było między innymi odszukać młodziutkiego Daniela Bruda. Z jakiej okazji było robione?
Z trenerem Chemiczem, który prowadził szkółkę, kilka razy wyjeżdżaliśmy na zagraniczne turnieje. Przed jednym z nich została chyba wykonana ta fotografia. Dla nas, młodych chłopaków, an pewno było to spore przeżycie. Mając dwanaście lat na przykład mieszkałem we Włoszech u tamtejszej rodziny. Mogłem zobaczyć, jak mieszka się i funkcjonuje w takim kraju. Nie mówiłem wtedy po włosku, więc dogadywałem się głównie na migi. Wspomnienia z tych dziecięcych wyjazdów na turnieje z Wisłą na pewno pozostały.
W czasie gry w szkółce poznałeś kilku chłopaków, z którymi w drużynie grasz do tej pory.
Tak! Jest nas paru. Kamil Jeleń grał ze mną od małego. Poznałem wtedy też Michała Janię i Marka Masiudę. To są osoby, z którymi w Wiśle jestem od samego początku.
Nie dziwi chyba więc fakt, że z tego grona wywodzi się kapitan i jego zastępca w Młodej Ekstraklasie – ty i Kamil Jeleń.
Jesteśmy też najstarsi w Młodej Wiśle, także to pewnie kolejny powód, dla którego jesteśmy kapitanami. Z drugiej strony jesteśmy w tym klubie już prawie 14 lat, więc na pewno stworzyła się więź z nim. Ja od zawsze marzyłem, żeby grać w Wiśle.
Ty miałeś jedną przerwę w grze w Wiśle, kiedy wyjechałeś do Niemiec.
To był moment, kiedy raz jeden zmieniłem barwy klubowe i grałem w SC Freiburg. Na wakacje pojechałem do wujka, który mieszka w Niemczech, w tamtych rejonach. Pojechaliśmy tam z bratem. Wujek miał znajomego, który pracował w skautingu Freiburga i on zaprosił nas na kilka treningów do klubu. Chcieliśmy zobaczyć jak to jest trenować za granicą. Po pięciu treningach i jednym sparingu powiedziano mi, że jeśli chcę, to mogę zacząć trenować regularnie z ta drużyną. Zdecydowałem się, bo dla mnie było to cos nowego, a w Niemczech, co widać chociażby po ostatnich wynikach tamtejszej reprezentacji, system szkolenia stoi na wysokim poziomie.
Dużo się nauczyłeś wtedy piłkarsko?
Na pewno tak. To była międzynarodowa szkółka, byli tam chłopacy pochodzący z całej Europy. Można się więc było porównać z innymi. Co ważne, nasz poziom był wyrównany.
Dlaczego więc nie zostałeś w Niemczech?
Kończył mi się wiek juniora i miałem podpisywać kontrakt w Niemczech. Żeby do tego doszło, kluby musiały się dogadać w sprawie ekwiwalentu za moje wyszkolenie, a do porozumienia nie doszło. Trochę na pewno żałowałem, że nie zostałem w Niemczech, ale w Polsce też mogę walczyć o jak najwyższe cele.
Wróciłeś więc do Krakowa i trafiłeś do Młodej Wisły, gdzie tworzycie zgraną grupę.
Tak, zgadza się. Zgraliśmy się i tworzymy naprawdę fajną grupę. Z pewnością po części wpływa to też na wyniki osiągane przez Młodą Wisłę w meczach.
Koledzy z Młodej Wisły mówią do Ciebie „Brudzik” albo „Siwy”. Wiadomo, skąd wzięły się te pseudonimy, ale kiedy tak zaczęto na Ciebie mówić?
„Brudzik” to oczywiście od nazwiska. „Siwy” zaczął mówić na mnie mój pierwszy trener, Jerzy Smoter. Powiedział kiedyś, że nie będzie mówił na mnie Daniel i wymyślił mi takie przezwisko. Jestem blondynem, wtedy miałem bardzo jasne włosy, więc stąd się ono wzięło. A że koledzy szli ze mną do kolejnych drużyn, to i pseudonim szedł za mną. Podoba mi się on, nie narzekam.
Masz jeszcze trzeci pseudonim, trochę rzadziej używany – „Nosek”. Skąd to przezwisko?
Czasami rzeczywiście koledzy tak do mnie mówią. Kiedy miałem pięć lat, uderzyłem nosem w betonowy mur, przez co nie mogłem oddychać przez nos. Właściwie do tej pory nie oddycham przez nos. W związku z tym wypadkiem mam mały nos i od tego właśnie wzięło się to przezwisko. Gdy koledzy chcą mi trochę podokuczać, mówią na mnie „Nosek”.
Wiesz już, jaka będzie twoja przyszłość w drużynie, czy jedziesz na obóz?
Mam nadzieję, że jeśli trener chciał mnie w drużynie pod koniec rundy jesiennej, to będzie chciał mnie i teraz. Mam nadzieję, że pojadę z drużyną na zgrupowanie i będę miał swoje stałe miejsce w zespole.
M. Górski
Biuro Prasowe Wisły Kraków SA