Strona główna » Wywiady » Lech: Chcę dać temu klubowi jak najwięcej

Lech: Chcę dać temu klubowi jak najwięcej

Data publikacji: 31-12-2014 09:50



Przemysław Lech to młody pomocnik Białej Gwiazdy, który ciągle czeka na swoje pięć minut. Był kapitanem drużyny, która wywalczyła mistrzostwo Polski juniorów. Podopieczny Franciszka Smudy twierdzi, że nie zabraknie mu cierpliwości i charakteru, aby walczyć o miejsce w składzie, bo dla Wisły zrobi wszystko. Jest jej wychowankiem, w nadchodzącym roku skończy 20 lat.

Fot. Adam Koprowski Fot. Adam Koprowski

Jak zaczęła się Twoja przygoda z piłką nożną? Kto zaprowadził Cię na pierwszy trening?
Na pierwszy trening zaprowadził mnie mój tata, kiedy razem z kolegą z podstawówki postanowiliśmy, że spróbujemy swoich sił. Tata jest kibicem Wisły, więc od razu stwierdził, że właśnie tutaj będę grał. Byłem bardzo zadowolony z tego powodu. Poszliśmy na zajęcia do trenera Chemicza, więc można powiedzieć, że początki były ciężkie, ale zaczęło mi się to podobać, a każdy trening sprawiał mi wiele radości.

Na jakiej pozycji grałeś u trenera Chemicza?
U trenera Chemicza zaczynałem na szpicy, na pozycji numer „9”. Co zabawne, byłem wtedy najlepszym strzelcem drużyny, czego teraz by się nikt nie spodziewał. Na środek pomocy przestawił mnie trener w mojej szkole, któremu bardzo za to dziękuję, bo właśnie tutaj czuję się najlepiej. Pomysł ten spodobał się również trenerowi Matyi, i tak już zostało.

Jak wyglądały kolejne lata? Od juniora do seniora?
Było z tym ciężko, ponieważ w pewnym momencie znalazłem się w rezerwach juniorów młodszych. Trener Matyja, niestety,  nie widział mnie w zespole, dlatego pojawiły się różne wątpliwości, różnie wtedy myślałem, bo było naprawdę trudno. Na szczęście udało się zrobić szybki krok do przodu, bo przeszedłem do juniorów starszych, a po pół roku do drużyny Młodej Ekstraklasy, z której dostawałem szansę na treningi w pierwszej drużynie. Można powiedzieć, że wszystko bardzo szybko się potoczyło.

Masz jakiegoś piłkarskiego idola, na którym się wzorujesz? Na środku pomocy tych znakomitych zawodników jest naprawdę wiele…
Na pewno jest to Xabi Alonso. Ja jestem bardziej defensywnym graczem, więc lubiłem oglądać Gennaro Gattuso, na którym się wzorowałem, bo najważniejsze, to zostawić serce na boisku, a on nie tylko w Milanie był ważnym ogniwem zespołu. Z wiślackiego podwórka obserwowałem Radka Sobolewskiego, ale także Czarka Wilka, który był dla mnie dużym autorytetem.

Wiem, że nie jest łatwo mówić o sobie, ale powiedz, jakie są Twoje najmocniejsze strony?
Moją mocną stroną na pewno jest charakter. Nigdy się nie poddaję i walczę do samego końca. To, co muszę poprawić, to szybkość. Nie jestem typem szybkościowca i czasem tych paru kroków mi brakuje na boisku.

Wiele spotkań rozegrałeś pod wodzą trenera Musiała. Jak oceniasz jego warsztat?
Trener Musiał jest świetnym szkoleniowcem. Zrobił z nas, juniorów, zawodników, którzy radzą sobie w seniorach. Trzecia liga oczywiście ma swój poziom, czasami zdarzy się, że zagramy na boiskach, gdzie jest więcej błota niż trawy, dlatego ciężko nam coś pokazać, bo jesteśmy drużyną bardziej techniczną. Nie ma co ukrywać, że na tym szczeblu rozgrywek jest więcej zawodników grających bardziej siłowo. Najważniejsze, że sobie jakoś radzimy. Początek był dobry, potem stonowaliśmy, ale wszystko idzie w dobrym kierunku.

Wasze wyniki w trzeciej lidze trzeba traktować chyba jako sukces, biorąc pod uwagę średnią wieku zawodników?

Są niezłe, ale mogłyby być zdecydowanie lepsze. Czuję, że każdy z przegranych meczów mógł być wygrany albo przynajmniej zremisowany.

Centralna Liga Juniorów i efektowne zwycięstwo w finale nad Cracovią - wspominasz ten sukces jeszcze?
Oj… To są stare czasy. Szczerze mówiąc, w żadnym meczu oprócz finału ( bo z Cracovią zawsze byliśmy faworytem)faworytami nie byliśmy, ani w ćwierćfinale ani w półfinale. Niespodzianką było, że pokonaliśmy Zagłębie Lubin, potem Lecha Poznań. Jak na to popatrzyć, to nie było w tym przypadku, bo ze wszystkimi wygrywaliśmy wysoko. Po końcowym sukcesie byliśmy bardzo szczęśliwi, ale tak, jak powiedziałem: to są stare czasy i już tego nie rozpamiętujemy.

To był Twój największy sukces do tej pory?
Zwycięstwo w CLJ i minutowy debiut w ekstraklasie, z którego bardzo się cieszę. Równocześnie wiem, że tych minut mogło być więcej.

Myślisz, że gdybyście w półfinale zagrali z Legią, a nie z Lechem, to też byście zwyciężyli?

Myślę, że tak, bo nie było drużyny, która by nas wtedy pokonała.

Pamiętasz pierwszy trening u trenera Smudy?
Pamiętam. Byłem wtedy w szkole i dostałem telefon od trenera Regulskiego, że mam się stawić na zajęcia z pierwszym zespołem. Było to w czerwcu 2013 roku. Regulski powiedział, że mam pójść do trenera Smudy, a ja się zaśmiałem, bo myślałem, że to żart. Akurat wtedy kilku chłopaków dostało szansę, ale po gierce trener kazał zostawić mnie i Dominika Kościelniaka. Trenowałem z pierwszą drużyną przez całe wakacje, potem wróciłem do rezerw, a teraz znowu jestem u trenera Smudy.

Jak oceniasz treningi w drużynie seniorskiej?

Był to dla mnie bardzo duży przeskok. Przejście z piłki juniorskiej do seniorskiej, zwłaszcza w nie byle jakim klubie, bo w Wiśle, która zawsze walczyła o najwyższe cele, nie jest łatwy. Możliwość trenowania z najlepszymi zawodnikami w lidze daje olbrzymią frajdę.

Jak wy, młodzi, czujecie się w szatni, gdzie kilku zawodników ma bardzo bogate doświadczenie?
Zostaliśmy bardzo miło przyjęci. Zawsze nam pomagają, niczego nam nie brakuje, więc tylko się cieszyć. Na pewno mamy od kogo się uczyć, kilku zawodników jako mały chłopak znałem tylko z telewizji i marzyłem, żeby dostać od nich autograf. Teraz siedzę z nimi w szatni.

Czy przykład Alana Urygi, który przebił się do pierwszego składu i zbiera dobre noty, napawa Cię optymizmem i czujesz dodatkową motywację do ciężkiej pracy?
Przykład Alana dodaje mi przede wszystkim dużo cierpliwości, bo wiem, że on jest tutaj już kilka lat, a tak naprawdę, to jest jego pierwsza runda, w której gra w pełni. Takie przykłady dodają cierpliwości, ale również charakteru, by osiągnąć końcowy sukces.

Jakie stawiasz sobie cele?
Cieszyć się będę z gry w ekstraklasie, a najlepiej w Wiśle, bo od jedenastu lat jestem jej wychowankiem i ciężko mi wyobrazić sobie, że mogę być w innych barwach. Zobaczymy, jak potoczą się sprawy w tym okienku transferowym, ale mam nadzieję, że zostanę w Krakowie. Tego sobie życzę, bo chcę dać temu klubowi jak najwięcej i zrobię dla niego wszystko.

Bierzesz pod uwagę wypożyczenie do innego klubu, aby się ograć, a potem wrócić na Reymonta? W Twoim wieku gra jest bardzo ważna.

Jest taki temat, natomiast ja nie jestem tego zwolennikiem. Wolałbym cały czas tutaj trenować i walczyć o skład. Pokazać trenerowi Smudzie, że jednak warto na mnie stawiać.

Dziękuję za rozmowę i powodzenia.

Nie dziękuję (śmiech)!

A. Koprowski
Biuro Prasowe Wisły Kraków SA



do góry strony