Strona główna » Wywiady » Jop: Muszą polecieć iskry

Jop: Muszą polecieć iskry

Data publikacji: 22-05-2018 11:41



Na trzy kolejki przed końcem rywalizacji w grupie wschodniej Centralnej Ligi Juniorów podopieczni Mariusza Jopa zmierzyli się w Zabierzowie z Cracovią. Młodym Wiślakom nie udał się rewanż za porażkę z poprzedniej rundy. „Nie będzie łatwo się pozbierać po tej porażce, ale musimy się otrząsnąć. Przed nami jeszcze dwa trudne mecze. Musimy błyskawicznie wyczyścić głowy po porażce z drużyną, która na ten moment jest kandydatem do mistrzostwa w Centralnej Lidze Juniorów” - mówił po meczu opiekun juniorów starszych.

Fot. Przemek Marczewski Fot. Przemek Marczewski

„Cracovia, szczególnie w pierwszej połowie, była bezlitosna. Praktycznie każdą sytuację zamieniali na bramkę. Popełniliśmy zbyt dużo indywidualnych błędów. Pierwsze trafienie to idealne uderzenie Kanacha. Na pewno w pierwszej połowie nie wyglądało to na 0:4, jednak nie bez powodu Pasy znajdują się na fotelu wicelidera. Ich piłkarze są mocni fizycznie, ogrywają się w Ekstraklasie, co później przekłada się na postępy w kategorii do lat 19.” - tłumaczył trener Jop.

 

Aspiracje procentują

Czy fakt, iż kilku piłkarzy Pasów występujących na co dzień w Centralnej Lidze Juniorów zebrało nieco doświadczenia w Lotto Ekstraklasie, miało wpływ na rezultat derbowego pojedynku? „Dla każdego zawodnika występy w Ekstraklasie to olbrzymi czynnik motywujący do jeszcze większej pracy. W ekipie naszych rywali czwórka graczy ma szansę co jakiś czas pokazać się na najwyższym szczeblu rozgrywkowym” - przyznał.

Porażka w meczu z odwiecznym rywalem na pewno boli, jednak Mariusz Jop stara sie odnaleźć pozytywy i traktuje oba spotkania z Pasami jako lekcję. „To dwa zupełnie inne mecze. Kolejny raz straciliśmy większość bramek przez proste, indywidualne błędy. Wydaje mi się, że część zawodników ma problem z radzeniem sobie z presją. To będzie dla nich kolejne doświadczenie na przyszłość. Wszyscy są przygnębieni tym rezultatem. Oczywiście, w szatni muszą polecieć iskry” - zapowiadał były reprezentant Polski.

Wynik 0:4 do przerwy nie napawał optymizmem. Czy Wiślak rozważał postawienie wszystkiego na jedną kartę po zmianie stron? „Przede wszystkim po pierwszej połowie mieliśmy dwie wymuszone zmiany. Na dodatek przy argumentach ofensywnych Cracovii nie mogliśmy sobie pozwolić na grę z wysokim pressingiem. To z pewnością spowodowałoby stratę jeszcze większej liczby goli. Potrzebowaliśmy punktu zaczepienia, jakim niewątpliwie byłoby zdobycie przez nas bramki. To dałoby nam emocjonalnego kopniaka, ale nie udało się nam tego dokonać. Nie można odmówić nam zaangażowania, aczkolwiek w indywidualnych pojedynkach byliśmy słabsi” - zakończył.

 

Przemysław Marczewski

Biuro Prasowe Wisły Kraków SA

 



do góry strony