Strona główna » Wywiady » Iliev: Jeśli jesteśmy w formie, możemy wygrać z każdym

Iliev: Jeśli jesteśmy w formie, możemy wygrać z każdym

Data publikacji: 03-01-2012 12:28



„Chociaż tracimy dziesięć punktów do lidera, musimy cały czas wierzyć w mistrzostwo. Jeśli będziemy mieli kilku zawodników, z których każdy zagra w swoim czasie świetny mecz, dzięki czemu zwyciężymy spotkanie, możemy wygrać wszystko” – przekonuje Ivica Iliev, z którym podsumowaliśmy rundę jesienną w wykonaniu Wisły i zastanawialiśmy się, jak Biała Gwiazda zagra na wiosnę.

Fot. Maks Michalczak Fot. Maks Michalczak

Czasami, kiedy patrzę na twoja grę, zastanawiam się, co ten piłkarz robi w Wiśle. Myślę wtedy, że powinieneś grać w naprawdę dobrym europejskim klubie.
Był czas, kiedy grałem w najlepszych ligach europejskich: włoskiej, niemieckiej. Jak każdy piłkarz ja także mam pewne ograniczenia. Moje dotyczy zdobywania bramek. To z pewnością mój największy problem, gdy spojrzę na moja karierę. Wiele razy bywało tak, że mijałem trzech, czterech rywali i gdy miałem strzelić, gdy dochodziło do najłatwiejszej sytuacji w całej akcji, ja pudłowałem. Po takim meczu ludzie owszem mówili o mojej dobrej grze, ale jej efekty nie pozostawały na dłużej. Pewnie gdybym grając w najlepszych ligach wykorzystał parę takich sytuacji i strzelił trochę goli, moja kariera potoczyłaby się inaczej.

Wygląda więc, że twoim problemem jest to, że dobrej gry nie przekładasz na konkretne osiągnięcia, które pozostają na papierze.
Tak, zgadza się. To moje największe ograniczenie. Nie chcę teraz mówić o szansach, które miałem na grę w lepszych klubach. Nie patrzę w przeszłość, ale wiem, że gdybym strzelił więcej goli, to kluby pewnie byłyby skłonne wyłożyć na mnie więcej pieniędzy i łatwiej byłoby o transfer. Jasne, że czasem zastanawiam się nad tym, co by było, gdybym będąc młodym zawodnikiem popracował więcej nad pewnymi elementami. Teraz mam już 32 lata i na pewne rzeczy jest za późno. Muszę jednak powiedzieć, że gdy spoglądam na moją karierę, to jestem z niej zadowolony. Grałem w dwóch z najsilniejszych lig w Europie: we Włoszech i Niemczech, grałem w największych klubach z danych państw: teraz w Wiśle, wcześniej w Partizanie, czy Maccabi Tel Aviv.
Teraz chcę czerpać radość z gry, tak jak w meczach ze Śląskiem, z Lechem, w niektórych spotkaniach pucharowych. Przykro mi tylko, że tych naprawdę dobrych gier w moim wykonaniu było może sześć, może osiem, a nie na przykład dwadzieścia. Patrzę na moje mecze, ale także na drużyny i jest w tym coś dziwnego. Graliśmy świetne mecze, graliśmy też bardzo słabe. Nie mieliśmy stałej formy. To był chyba nasz największy problem. Kiedy byliśmy w formie, byliśmy w stanie pokonać każdego, kiedy graliśmy źle, mieliśmy problemy. Uważam jednak, że pod koniec rundy znaleźliśmy nasz sposób na grę. Moim zdaniem trener Moskal przez ten miesiąc, kiedy nas prowadził, bardzo dużo pozmieniał. Kiedy drużyna gra lepiej, lepiej grają też poszczególni piłkarze.

No właśnie: czasem patrzę na murawę i zastanawiam się, gdzie jest ten świetnie grający Ivica i nie mogę go znaleźć. Dlaczego tak jest, że zarówno ty jak i Wisła macie takie wahania formy?
Moim zdaniem największym problemem jest to, że Wisła nie może ustabilizować formy. Weźmy dowolnego zawodnika na świecie, no może poza Messim, i spójrzmy na jego grę. Dziesięć meczów gra bardzo dobrych, dziesięć średnich, dziesięć słabych. Oczywiście, czasem te proporcje są inne, ale pojedynczym zawodnikom wahania formy zdarzają się zawsze. Ważne jest to, żeby w drużynie znalazł się piłkarz, który gra akurat swój najlepszy mecz. My mieliśmy problem, ponieważ kontuje złapało bardzo wielu ofensywnych zawodników. Maor nie mógł grać prawie pół rundy, niewiele krócej „Mały”, kontuzję miał „Sobol”, leczył się Tsvetan, „Boguś” i „Guła” dopiero wracali do formy po kontuzjach. Moim zdaniem to był nasz największy problem.
Grałem w wielu krajach i muszę powiedzieć, że tu, w Polsce, gra się najciężej. Każdy przeciwnik walczy z nami jak o życie. Poza tym sędziowie nie chronią zawodników ofensywnych. Takie coś widzę po raz pierwszy w moim życiu. Tu faule, za które gdzie indziej dostaje się żółtą kartkę, są czymś normalnym. Za każdym razem, gdy dostajesz piłkę, obrońca natychmiast cię atakuje. Dla mnie to nie futbol, moim zdaniem tak się nie da grać.

Po pierwszych meczach, kiedy strzeliłeś gola Skonto, zaliczyłeś asystę z Polonią, wiele osób mówił, że razem z Maorem rozłożysz naszą ligę na łopatki. Potem jednak coś się zacięło.
No i wszyscy się pomylili w tym przypadku. Jeszcze raz przypomnę, że Maor nie grał przez dwa miesiące. Możemy więc rozmawiać o mnie, a ja nie wiem, co stało się z moja formą. Problemem zespołu były kontuzje, a moim? Nie wiem. Oczywiście, każdy zawodnik zależy od zespołu, bo piłka to sport drużynowy. Z drugiej strony wiele zależy od szczęścia. Czasem dobrze podasz raz i zaliczasz asystę, czasem masz trzy świetne podania, a goli z tego nie ma. Statystyki nie oddają dobrze tego, co dzieje się na boisku. Piłka to nie koszykówka, gdzie statystyki obrazują grę zawodnika. W futbolu przecież ważni są piłkarze, którzy po prostu dają pewność drużynie, którzy walczą o każdą piłkę, a tego statystyki nie opisują.
Wracając do mnie, zawsze dawałem z siebie tyle, ile mogłem. Czasem wychodziły z tego dobre mecze, czasem miałem swój moment, a czasem grałem słabo.

Jeśli jesteśmy przy statystykach, to jak to było w twoim przypadku w Partizanie, gdzie w poprzednim sezonie zostałeś królem strzelców?
Na pewno trzeba wspomnieć o kilku sprawach. Po pierwsze ja byłem ustawiany na innej pozycji niż w Wiśle. Poza tym w Serbii Partizan jest taką drużyną, która co mecz stwarza sobie nawet po dziesięć sytuacji. Kiedy atakujesz cały mecz, to napastnicy zawsze zdobywają gole. W Partizanie byłem ustawiany jako cofnięty napastnik. Jako skrzydłowy natomiast nigdy nie zdobywałem wielu bramek. Do tego należy dodać, że w Partizanie grałem między innymi z piłkarzami, których znam od piętnastu lat. Saszę Ilicia znam na przykład chyba od osiemnastu lat, przez sześć lub lat z rzędu graliśmy razem. Znamy się jak bracia. Kiedy on ma piłkę, ja wiem, jak mi ją poda, on wie, gdzie ja pobiegnę. To też jest ważna rzecz. Miedzy innymi właśnie z tych powodów poprzedni sezon był dla mnie fantastyczny. W piłce jednak trzeba patrzeć na grę zawodnika, na jego jakość, a nie na jego statystyki.

Który mecz twoim zdaniem był najlepszy jesienią w wykonaniu Wisły?
Jest kilka takich meczów: wyjazdowe spotkania ze Śląskiem i Lechem. Dobry był, także jeśli chodzi o mój indywidualny występ, mecz z Widzewem. Fajnie zagraliśmy z Fulham u siebie, ale także w spotkaniach, w których nie wystąpiłem: z Odense na wyjeździe, czy Twente u siebie. W Danii pierwsza połowa była naprawdę niesamowita. Także mecze z początku rozgrywek w europejskich pucharach graliśmy bardzo dobrze. Moim zdaniem lepiej graliśmy w Europie niż w lidze.

Jak bardzo twoim zdaniem na Wisłę wpłynęła porażka z APOEL-em na Cyprze?
Na początek muszę powiedzieć jedną ważną rzecz. Pierwszy mecz w Krakowie graliśmy przy niesamowitej atmosferze na trybunach. Po tym spotkaniu rozmawiałem z trenerem bramkarzy APOEL-u, ponieważ w tej drużynie trenerzy są Serbami. On powiedział nam, że atmosfera była niesamowita i to między innymi przez nią przegrali. Jego zdaniem APOEL zagrał w Krakowie najsłabszy mecz od czterech lat. Oni nie byli w stanie uwierzyć, że zagrali tak źle, bo znali możliwości swojej drużyny, swoich zawodników. W drugim meczu zobaczyliśmy prawdziwy APOEL, ten, który potem oglądaliśmy w Lidze Mistrzów, gdzie przegrali tylko jeden mecz, który był dla nich już bez znaczenia i potraktowali go jak sparing. Trzeba więc podkreślić, że my zagraliśmy przy Reymonta bardzo dobry mecz, ale i APOEL rozegrał swoje najsłabsze spotkanie w ciągu czterech lat. Wiem, że jest w tym prawda, bo grałem przeciwko nim w barwach Partizana. Mieliśmy wtedy naprawdę mocną ekipę, która bez trudu powinna była awansować do Ligi Mistrzów, a APOEL łatwo ograł nas na Cyprze 2:0, a powinien wyżej, nawet i 4:0, 5:0.
Bez względu na siłę APOEL-u muszę jednak przyznać, że po meczu na Cyprze coś się załamało. Byliśmy trzy minuty od awansu, wszystkim wydawało się, że to jest ten moment, kiedy Wisła awansuje do Ligi Mistrzów. Po meczu na Cyprze było wielkie rozczarowanie, dosłownie każdy był rozczarowany. Po tym meczu nie potrafiliśmy wrócić na właściwe tory. Nie wiem, dlaczego tak się stało. Teraz ważne jest to, że chociaż tracimy dziesięć punktów do lidera, musimy cały czas wierzyć w mistrzostwo. Jeśli będziemy mieli kilku zawodników, z których każdy zagra w swoim czasie świetny mecz, dzięki czemu zwyciężymy spotkanie, możemy wygrać wszystko.

Jaki jest powód, żeby wierzyć w przedstawiony przez ciebie scenariusz na wiosnę?
Runda wiosenna powinna być dla nas łatwiejsza. Zauważ, że lepsze mecze graliśmy na wyjeździe, a przegrywaliśmy u siebie ze słabszymi rywalami. Wiosną przeciwko mniejszym drużynom zagramy na wyjazdach, gdzie będzie łatwiej je pokonać. U siebie muszą one zagrać trochę bardziej otwartą piłkę, a na nas z kolei będzie ciążyła mniejsza presja. Na swoim stadionie, jeśli nie strzelimy gola w pierwszych dwudziestu minutach, stajemy się nerwowi, bo przecież wszyscy oczekują, że wygramy. Na wyjeździe możemy zdobyć bramkę nawet w 80. minucie. W takich meczach nikt raczej nie spodziewa się, że wygrana przyjdzie nam łatwo. Wydaje mi się, że wiosną będzie nam łatwiej wygrywać mecze.

Dziękuję za rozmowę.
Dziękuję.

M. Górski
Biuro Prasowe Wisły Kraków SA



do góry strony