Wywiady
OSTATNIE NEWSY.
Bunoza: Czuję się tutaj jak u siebie w domu
Data publikacji: 31-05-2014 11:00Jutro Gordan Bunoza po raz ostatni spotka się z kolegami z drużyny oraz kibicami przy Reymonta. Bośniak po czterech latach pobytu w Krakowie opuszcza Białą Gwiazdę.
Gordan, jak z Twoim zdrowiem? Zagrasz jutro?
Oczywiście chciałbym jutro zagrać. To jest pytanie przede wszystkim do trenera, bo obrona w ostatnich meczach nie zagrała źle. Czuję jeszcze ból, jeszcze wczoraj brałem tabletki. Zobaczymy, jak będę wyglądał po dzisiejszym treningu. Jeśli będę czuł się lepiej, to po zajęciach podejmiemy decyzję.
Przyszedłeś do Wisły w 2010 roku. Jakie masz odczucia po spędzeniu w Krakowie tych czterech lat?
Cóż mogę powiedzieć? Przyszedłem z małego klubu do największej marki w Polsce w ostatnich piętnastu latach. Przeżyłem tutaj wiele pięknych chwil, ale również ciężkich - wtedy gdy złamałem nogę lub straciłem moją mamę. Na szczęście tych lepszych momentów było więcej. Już w pierwszym sezonie udało mi się zdobyć z drużyną mistrzostwo Polski. Nigdy nie zapomnę, jak jechaliśmy na Rynek, gdzie czekał na nas tłum ludzi skandujących, wręcz śpiewających nasze nazwiska. Naprawdę niezapomniane przeżycie, które może zdarzyć się tylko raz w życiu. Potem nie dostaliśmy się do Ligi Mistrzów, ale zagraliśmy w Lidze Europejskiej, gdzie wyszliśmy z grupy. Po sezonie były różne zawirowania, ale cieszę się, że trafiłem do Wisły - znanego klubu, ze świetną organizacją oraz genialnymi kibicami. Naprawdę brakuje mi słów, żeby ich opisać. Nigdy w życiu nie widziałem tak dopingujących fanów. Po prostu, po tych czterech latach, czuję się tutaj jak w domu. Jestem pewien, że będę tęsknić za tym miejscem, ale nadszedł czas pożegnać się. Z pewnością tu jeszcze wrócę. Może jako piłkarz, a może jako kibic.
Czego spodziewałeś się przed przyjściem do Wisły?
Przede wszystkim chciałem udowodnić, że jestem dobrym zawodnikiem i zasługuję na grę w takim klubie. Początki były obiecujące, ale potem przyszła kontuzja, po której ciężko mi było ustabilizować formę. Jestem zawodnikiem, który walczy do końca, taką mam osobowość. Wiśle wiodło się różnie. Raz lepiej, raz gorzej, ale w każdym meczu dawałem z siebie wszystko. Nie zawsze to wychodziło, ale mam nadzieję, że ktoś to doceni. Po pierwszym sezonie, gdy kończyły się rozgrywki, cieszyłem się, że mogę wrócić do domu, bo tutaj nie miałem dużo zajęć. Teraz nie mam już takich odczuć, po prostu czuję się tutaj jak u siebie w domu. Po czterech latach nauczyłem się języka, poznałem wielu miłych ludzi. To był naprawdę świetny czas.
Gdybyś miał wybrać jeden, najlepszy moment w czasie gry w Wiśle, to byłoby to…
To byłaby to mistrzowska feta na Rynku Głównym. Uwierz mi, że kiedy wyszedłem na Sukiennice i zobaczyłem tych wszystkich ludzi… Nie wiem, ile ich było - trzydzieści może czterdzieści tysięcy kibiców w koszulkach, z racami, ciągle śpiewających o Wiśle, o nas, cieszących się z mistrzostwa. Nawet teraz czuję ciarki, jak o tym myślę. To było jedno z najlepszych uczuć w moim życiu.
Będziesz tęsknić za Wisłą i Krakowem?
Oczywiście, zakochałem się w Krakowie, ponieważ gdy jest lato, to miasto wygląda przepięknie. Zima jest trochę inna, bo jest chłodno i nie ma tak dużo miejsc, aby spędzić miło czas. W okresie letnim jest tutaj cudnie. Można miło spędzić czas ze znajomymi i pokazać im najładniejsze zakątki Polski.
Podczas pobytu w Krakowie nie wyszła Ci na pewno jedna rzecz. Mówię o grze w reprezentacji Bośni.
Nie wiem, dlaczego tak się stało. Zaczynałem grać w kadrze U-21, i wszystko było okej. Początki w Wiśle miałem również dobre, dzięki czemu zostałem powołany do seniorskiej reprezentacji. Potem doznałem ciężkiej kontuzji, po której przyszedł następny, mniejszy uraz. Po tym wszystkim trener zapomniał o mnie. Jeśli nie grasz cały czas, to tak się dzieje. Ktoś wskakuje za Ciebie. Muszę jednak przyznać, że nie jestem bardzo rozczarowany tym faktem. Bardziej zawiedziony byłem, gdy nie awansowaliśmy do Ligi Mistrzów. Oczywiście, wcześniej zdobyliśmy mistrzostwo, ale dla mnie bardziej istotne było zagrać w elicie. Wiem również, jak bardzo liczyli na to nasi kibice, właściciel i każda osoba związana z klubem. Można powiedzieć, że bardzo to na mnie podziałało.
Który mecz według Ciebie był Twoim najlepszym w barwach Wisły?
Myślę, że był to mecz przeciwko Twente. Wiedzieliśmy, że musimy wygrać to spotkanie, ale również rezultat w Londynie był dla nas istotny. Udało się wtedy zwyciężyć, przeżyć niesamowite emocje w ostatnich sekundach, dzięki czemu świętowaliśmy, a ja, myślę, że zagrałem swoje najlepsze zawody.
Wyróżniłbyś któregoś z trenerów, z którym pracowałeś podczas pobytu w Krakowie?
Może niektórych zaskoczę tym, co powiem, ale chciałbym wyróżnić Franciszka Smudę. Naprawdę wszyscy trenerzy byli dobrzy, ale to ten trener mi zaufał i dał szansę. Powiedział: teraz grasz na tej pozycji, ufam Ci. Inni trenerzy, gdy popełniałem błędy, od razu odstawiali mnie na bok. Pierwsze mecze u Smudy grałem dobrze, potem przydarzyło się kilka gorszych występów, ale on cały czas na mnie stawiał, dawał mi szansę i mówił, żebym wracał do dobrej gry. Pokazał prawdziwy charakter, postawił na mnie, a ja w stu procentach się odwdzięczyłem, bo wydaje mi się, że ostatni sezon był moim najlepszym w Wiśle.
Trudno będzie pożegnać się z kolegami i kibicami. Uroni się łezka w oku?
Może nie będę płakał (śmiech). Tak jak powiedziałem wcześniej: zostanie we mnie mnóstwo wspaniałych wspomnień. Niestety pewnie będzie mniej kibiców, niż jest to zazwyczaj, ale będzie to wielkie przeżycie. Bardzo chciałbym zagrać i pożegnać się z wszystkimi. Mam nadzieję, że wrócę tutaj kiedyś i zobaczę silną Wisłę.
My też mamy nadzieję, że powrócisz pod Wawel, choćby z powodów sentymentalnych, wiemy, że Twoja żona Roma i synek Noa też tu dobrze się czuli. Wiemy też, że chciałbyś zagrać w silniejszej lidze i tego Ci życzymy. Dziękuję za rozmowę.
A. Koprowski
Biuro Prasowe Wisły Kraków SA