Strona główna » Wywiady » Andrzej Bahr: Nauka i nowinki to już standard

Andrzej Bahr: Nauka i nowinki to już standard

Data publikacji: 29-03-2015 12:36



Andrzej Bahr do sztabu szkoleniowego pierwszej drużyny dołączył wraz z trenerem Kazimierzem Moskalem, jednak jego historia w Wiśle sięga kilkunastu lat wstecz. To nazwisko jest marką rozpoznawaną w całym krakowskim środowisku sportowym. Zapraszamy do rozmowy z wiślackim trenerem przygotowania fizycznego.

Fot. Adam Koprowski Fot. Adam Koprowski

Panie trenerze, jak zaczęła się Pana przygoda ze sportem i piłką nożną?
Można powiedzieć, że wynikało to z rodzinnych tradycji. Mój ojciec jeszcze przed wojną grał w piłkę ręczną, kiedy zespoły były 11-osobowe. Był reprezentantem Polski oraz zawodnikiem Garbarni Kraków. Moja mama grała natomiast w siatkówkę, nota bene w Wiśle. Nie ma co ukrywać, że pod względem sportu to były inne czasy. Dostałem w genach zacięcie sportowe, lecz należy podkreślić, że zawodnikiem na wysokim poziomie nigdy nie byłem. Grałem w Prądniczance i w juniorach Garbarni. Po maturze naturalnym dla mnie wyborem była Akademia Wychowania Fizycznego. Miałem to szczęście, że właśnie tam spotkałem wiele osób związanych ze sportem i piłką nożną. Pracę magisterską pisałem z fizjologii, więc już wtedy byłem ukierunkowany na wykorzystywanie nauki na potrzeby różnych dyscyplin, w tym piłki nożnej. Po zakończeniu studiów przez pięć lat grałem w Prądniczance, a zarazem byłem trenerem trampkarzy, potem juniorów. Tak to się zaczęło.

A jak Pan trafił do Wisły?

Będąc trenerem w Szkole Mistrzostwa Sportowego, dużo współpracowałem z Adamem Nawałką, który wówczas był w Wiśle koordynatorem grup młodzieżowych. Znał mnie i moje metody pracy. Zawodnicy, którzy byli piłkarzami Wisły, a jednocześnie uczniami szkoły, pozostawali pod moją opieką. To on, jako pierwszy zaproponował mi pracę przy Reymonta. Potem przyszedł trener Kasperczak, który również wyrażał zainteresowanie współpracą ze mną. Od 2003 roku, razem z Antkiem Szymanowskim, byłem trenerem w drugiej drużynie. Od tamtej pory pracowałem w Wiśle nieprzerwanie przez dziesięć lat, pełniąc różne role. Od trenera przygotowania fizycznego po trenera juniorów, trenera drużyny rezerw, a od 2007 zacząłem z pierwszą drużyną współpracę, która trwała pięć lat. Potem nastąpiła przerwa, w trakcie której pracowałem z Kazimierzem Moskalem w Termalice oraz GKS-ie Katowice, żeby teraz wrócić do Krakowa.

Mając takie przygotowanie zawodowe i doświadczenie nie dążył Pan do objęcia funkcji pierwszego trenera?
Rolę pierwszego trenera pełniłem w młodości, prowadziłem Cracovię w III lidze, a także Garbarnię. Czasami przypadek decyduje o naszych wyborach, a podjęte decyzje skutkują konkretnymi działaniami i drogą, z której nie chcemy lub nie możemy zawrócić. Ja zacząłem się specjalizować w wykorzystaniu w sporcie nauki i badań naukowych. Był to wybór przemyślany, a przypadło to w okresie, kiedy w Wiśle było zapotrzebowanie na trenera przygotowania fizycznego.

Czym dokładnie zajmuje się Pan teraz?
Zajmuję się przygotowaniem fizycznym zawodników, a także, wykorzystując monitory, które analizują częstość skurczu mięśnia w czasie pracy zawodników, treningów i meczów kontrolnych, obserwuję, jaki jest potencjał i dyspozycja naszych piłkarzy. Ponieważ pracowałem tu wcześniej, w odniesieniu do kadry, która się nie zmieniła, mam cenne spostrzeżenia: pod moją opieką byli bowiem wcześniej Darek Dudka, Paweł Brożek czy Łukasz Burliga, którego prowadziłem jeszcze w drużynach młodzieżowych. Mam więc pewne porównanie, jaki jest ich stan obecny, a jak prezentowali się motorycznie kilka lat temu. Przedmiotem mojej pracy jest to, co wiąże się z analizą intensywności treningowej i prognozowaniem, w jakiej dyspozycji są poszczególni zawodnicy.

Pan słynie z tego, że lubi wykorzystywać nowinki technologiczne i treningowe.
Że słynę, to za dużo powiedziane. Taki jest wymóg czasów. Dzisiaj możemy obserwować topowe drużyny, które dysponują ogromnym zapleczem naukowym oraz sztabem ludzi, który jest niesamowicie rozbudowany o trenerów analizujących samą grę, ale także fizjologów. Mają oni do dyspozycji analizatory, związane z oceną dystansu przebytego przez zawodników, wyszczególnione konkretne etapy gry czy poziomy szybkości. Jest to ogromny materiał badawczy, nie sposób, żeby jedna osoba go ogarnęła. Wszystkie nowinki pomału stają się w klubach standardami. Kiedy ja zaczynałem swoją przygodę z piłką, blisko dwadzieścia lat temu, to sport tester był nieprawdopodobną nowością i budził olbrzymie zdziwienie. Dzisiaj to jest normalna rzecz, tak jak piłka. Należy natomiast mieć do tego dystans, bo piłka nożna nie jest nauką, ale nauka ogromnie pomaga w indywidualizowaniu poszczególnych obciążeń i pozwala prognozować grę zawodników. Jest to olbrzymi kapitał, który odpowiednio wykorzystywany, sygnalizuje pierwszemu trenerowi, jak przygotować proces treningowy i unikać kontuzji.

Istnieje realna różnica w przygotowaniu drużyny I ligi i ekstraklasy?

Myślę, że w samych przygotowaniach wielkiej różnicy nie ma. Wiadomo jednak, że liczy się potencjał zawodniczy. Są takie przypadki, że wielu utalentowanych zawodników jest w drużynach pierwszoligowych i z różnych względów nie są dostrzegani, bądź mają tzw. pecha piłkarskiego. Samo przygotowanie może być uwarunkowane możliwościami finansowymi. Wiadomo, że zespoły z ekstraklasy możliwości mają dużo większe. Choć zdarzają się już w I lidze drużyny, które jeżdżą na zagraniczne zgrupowania. Podkreślam jeszcze raz, że sama metodologia przygotowania nie różni się wiele, lecz w dużej mierze zależy od świadomości pierwszego trenera i działaczy, którzy decydują o środkach pieniężnych na okres przygotowawczy.

Jaka jest filozofia futbolu Andrzeja Bahra?
Nie uzurpuję sobie prawa do tworzenia swojej filozofii, natomiast lubię grę, która opiera się na akcjach ofensywnych. Grę, która jest pełna atrakcji dla zawodników, ale tak samo dla kibiców. Trzeba natomiast pamiętać, że bardzo istotną sprawą jest gra w defensywie. Odpowiedni balans między obroną i atakiem zawsze pokazuje, czy drużyna jest na odpowiednim poziomie czy nie.

A. Koprowski
Biuro Prasowe Wisły Kraków SA
 



do góry strony